Rozważania na temat malarstwa - Tajemnice "Ostatniej Wieczerzy"
"Ludzie domagają się wolności słowa jako rekompensaty za wolność myślenia,
której rzadko używają".
której rzadko używają".
Søren Aabye Kierkegaard – duński filozof i teolog.
"Zważmy zysk i stratę, zakładając, że Bóg jest [...],
jeśli wygrasz, zyskujesz wszystko; jeśli przegrasz, nie tracisz nic".
jeśli wygrasz, zyskujesz wszystko; jeśli przegrasz, nie tracisz nic".
jest to tzw. Zakład Pascala z "Myśli" Blaise Pascala
„Ostatnia Wieczerza" Leonardo da Vinci jest jednym z najsłynniejszych obrazów świata. Malowidło znajduje się na ścianie refektarza klasztoru przy kościele Santa Maria della Grazie w Mediolanie. Obraz zawdzięcza swoją sławę między innymi tragicznym losom, które prześladowały go od początku istnienia. Leonardo da Vinci malował go na niedostatecznie wyschniętej ścianie, używając w dodatku farb olejnych, co spowodowało, że już po pięciu latach obraz zaczął znikać. Kwaterujący tu dwieście lat później żołnierze napoleońscy używali ściany z malowidłem jako tarczy strzelniczej, potem zaś brutalnie wykuto w ścianie otwór drzwiowy, wreszcie w czasie drugiej wojny światowej bomba zniszczyła budynek, na szczęście nie uszkadzając ściany. Leonardo malował „Ostatnią wieczerzę" w latach od 1494 do 1498. Artysta przedstawił moment, w którym Chrystus oznajmia swym uczniom, że jeden z nich go wyda. Oczywiście chodziło o Judasza.
Malując obraz Leonardo przez dwa lata szukał na ulicach Mediolanu modeli twarzy do postaci apostołów. Wreszcie — kiedy dzieło było prawie gotowe — pozostała nie namalowana jeszcze twarz Judasza, na co zaczęli narzekać mnisi z pobliskiego klasztoru. Leonardo odparł szybko ich ataki odpowiadając, że nie może dokończyć dzieła, ponieważ bez skutku szuka tak złej twarzy i jeśli jej nie znajdzie, to posłuży się twarzą ich przeora. Dodam jeszcze, że całkiem dowcipnie opisał tę historię słynny, cytowany już na naszym blogu, noblista literat, Paolo Coelho w opowiadaniu "Demon i panna Prym".
"(...) Tworząc to dzieło, Leonardo da Vinci natknął się na pewną trudność. Musiał namalować Dobro pod postacią Jezusa oraz Zło pod postacią Judasza – przyjaciela, który zdradza go podczas ostatniej wieczerzy. Malarz zmuszony był przerwać pracę, gdyż poszukiwał modeli doskonałych. Pewnego dnia w czasie występu chóru chłopięcego, dostrzegł w jednym ze śpiewaków idealne uosobienie Chrystusa. Zaprosił go do swojej pracowni i wykonał kilka szkiców. Minęły trzy lata. Ostatnia wieczerza była prawie gotowa, jednak Leonardo wciąż nie znalazł idealnego modelu Judasza. Kardynał zaczął naciskać, żądając, by mistrz jak najszybciej ukończył obraz. Pewnego dnia, po wielu tygodniach poszukiwań, malarz znalazł w rynsztoku przedwcześnie podstarzałego młodzieńca, obdartego i pijanego w sztok. Z trudem udało mu się nakłonić swoich uczniów, by zabrali go prosto do kościoła, ponieważ nie miał już czasu na szkicowanie. Zaniesiono zdezorientowanego nędzarza do świątyni. Uczniowie podtrzymywali go, podczas gdy Leonardo nanosił na fresk rysy wyrażające okrucieństwo, grzech, samolubność, tak wyraziście malujące się na tej twarzy. W tym czasie żebrak nieco otrzeźwiał. Otworzył oczy i ujrzał przed sobą malowidło.
- Widziałem już ten obraz! – wykrzyknął z przerażeniem.
- Kiedy? – spytał zaskoczony mistrz.
- Przed trzema laty, zanim wszystko straciłem. Śpiewałem wtedy w chórze, moje życie było pełne marzeń i pewien artysta poprosił mnie, abym mu pozował do postaci Jezusa."
Hmmm...
Malując obraz Leonardo przez dwa lata szukał na ulicach Mediolanu modeli twarzy do postaci apostołów. Wreszcie — kiedy dzieło było prawie gotowe — pozostała nie namalowana jeszcze twarz Judasza, na co zaczęli narzekać mnisi z pobliskiego klasztoru. Leonardo odparł szybko ich ataki odpowiadając, że nie może dokończyć dzieła, ponieważ bez skutku szuka tak złej twarzy i jeśli jej nie znajdzie, to posłuży się twarzą ich przeora. Dodam jeszcze, że całkiem dowcipnie opisał tę historię słynny, cytowany już na naszym blogu, noblista literat, Paolo Coelho w opowiadaniu "Demon i panna Prym".
"(...) Tworząc to dzieło, Leonardo da Vinci natknął się na pewną trudność. Musiał namalować Dobro pod postacią Jezusa oraz Zło pod postacią Judasza – przyjaciela, który zdradza go podczas ostatniej wieczerzy. Malarz zmuszony był przerwać pracę, gdyż poszukiwał modeli doskonałych. Pewnego dnia w czasie występu chóru chłopięcego, dostrzegł w jednym ze śpiewaków idealne uosobienie Chrystusa. Zaprosił go do swojej pracowni i wykonał kilka szkiców. Minęły trzy lata. Ostatnia wieczerza była prawie gotowa, jednak Leonardo wciąż nie znalazł idealnego modelu Judasza. Kardynał zaczął naciskać, żądając, by mistrz jak najszybciej ukończył obraz. Pewnego dnia, po wielu tygodniach poszukiwań, malarz znalazł w rynsztoku przedwcześnie podstarzałego młodzieńca, obdartego i pijanego w sztok. Z trudem udało mu się nakłonić swoich uczniów, by zabrali go prosto do kościoła, ponieważ nie miał już czasu na szkicowanie. Zaniesiono zdezorientowanego nędzarza do świątyni. Uczniowie podtrzymywali go, podczas gdy Leonardo nanosił na fresk rysy wyrażające okrucieństwo, grzech, samolubność, tak wyraziście malujące się na tej twarzy. W tym czasie żebrak nieco otrzeźwiał. Otworzył oczy i ujrzał przed sobą malowidło.
- Widziałem już ten obraz! – wykrzyknął z przerażeniem.
- Kiedy? – spytał zaskoczony mistrz.
- Przed trzema laty, zanim wszystko straciłem. Śpiewałem wtedy w chórze, moje życie było pełne marzeń i pewien artysta poprosił mnie, abym mu pozował do postaci Jezusa."
Hmmm...
Leonardo da Vinci - "Ostatnia Wieczerza", 1495-1498
No, ale do rzeczy. Fresk przedstawia moment, w którym Jezus ogłasza, iż jeden z apostołów go zdradzi (Judasz to czwarta postać [głowa] na obrazie, patrząc od lewej). Kolejność apostołów przy stole jest przypuszczalnie taka: (od lewej do prawej) Bartłomiej, Tomasz-bliźniak?, Andrzej, Judasz, Piotr, kobieta - Maria Magdalena?, Jezus, Tomasz, Jakub, Filip, Mateusz, Tadeusz i Szymon. Każdy został ucharakteryzowany przez Leonarda z równą wnikliwością jak i poszukiwaniem prawdy wewnętrznej. Na twarzach postaci malują się uczucia grozy, wstydu, oburzenia, gniewu. Towarzyszą im wyraziste ruchy. A to jeden porywa się z ławy, inny zdrętwiał w bezruchu, zaś tamten rozkłada ręce na znak swej niewinności, inny znów przyciska obie dłonie do serca. Dzieło to podziwiane jest głównie ze względu na zachowane w nim proporcje, oraz symetrię, wyrażoną głębią pomieszczenia, w której wraz z Jezusem ucztują apostołowie, jak również ze względu na naturalizm obrazu i bijącą z niego iluzję rzeczywistości.
I wreszcie zapowiadana w tytule niespodzianka, albo jak kto woli, tajemnica. Leonardo da Vinci namalował na obrazie dwie podobne do siebie postacie, to jest Jezusa i Tomasza. Tę zagadkową decyzję podjął pod wpływem historii, która mówi, że Jezus miał brata bliźniaka. Zapewne, bardziej biegli w temacie wiedzą też, że Jezus miał podobno co najmniej dwie siostry i czterech braci: Józefa, Szymona, Jacka (Jakuba) i Judasza. Zatem kim był więc "Tomasz" albo inaczej "Tomasz-bliźniak"? Bo wyraz "Tomasz" niewątpliwie nie jest imieniem, lecz przezwiskiem i po hebrajsku znaczy „bliźniak". Wyjaśnienie tego faktu jest tak samo mętne jak cała Ewangelia i dopuszcza wiele różnych interpretacji. Jedna z najbardziej popularnych i rozpowszechnianych w internecie to taka, że Tomasz jest przedstawiony jako "Judasz Tomasz", co możemy przetłumaczyć jako Judasz Bliźniak. W jeszcze innym dokumencie, tj. tzw. "Aktach Tomasza", problem bardziej się precyzuje. Jest tam opisane takie zdarzenie: Pewnego razu Jezus ukazał się młodemu człowiekowi, który uznał, że "zobaczył apostoła Judasza Tomasza". Na co Jezus powiedział: "Nie jestem Judaszem, który jest bliźniakiem, tylko jestem jego bratem". Jaka szkoda, że zawodowi teologowie nie odważyli się jeszcze rozstrzygnąć tej kwestii. Bo namieszane tutaj jest, że hej...
Natomiast wyczytałem gdzieś, że w pewnym kościele we francuskiej miejscowości Rennes-le-Château były proboszcz Bérenger Saunire zamówił dekorację, która po obu stronach ołtarza głównego przedstawia Marię i Józefa, a każde z nich trzyma na rękach maleńkiego Jezusa. Czyżby to byli właśnie opisywani bliźniacy?
I na zakończenie jeszcze parę mitów. Na obrazie daje się zauważyć rękę trzymająca nóż, wyłaniającą się zza pleców Judasza, tuż za trzecim apostołem w grupie uczniów siedzących po prawicy Jezusa. Ze względu na zły stan dzieła przez pewien czas uważano że ręka ta, jeśli policzyć wszystkie ręce na obrazie, jest nadmiarowa i nie należy do nikogo. Podobno była to 27 ręka! Jednak obecnie dość łatwo zauważyć, że jest to dłoń świętego Piotra, a liczba rąk na obrazie jest prawidłowa. Gwałtowna reakcja św. Piotra na słowa Jezusa jak i fakt, że trzyma on w dłoni nóż, może odwoływać się do późniejszych wydarzeń w Getsemani, gdzie św. Piotr, broniąc Jezusa, odcina jednemu z napastników ucho. Istnieje również interpretacja, według której wycelowane w św. Bartłomieja ostrze ma przypominać o jego męczeńskiej śmierci.
Tak, to prawda. Historia przedstawiona na fresku jest niesamowita i nie tylko brat bliźniak stanowi tutaj zagadkę ale również tajemnicza postać o kobiecej twarzy, przechylona na prawo, tuż obok Jezusa. Podobno jest to sama Maria Magdalena, czyli osoba, która po śmierci Jezusa grała pierwsze skrzypce w pierwszej gminie chrześcijańskiej i zainicjowała stworzenie dogmatu wiary w zmartwychwstanie, stanowiące przecież rdzeń religii chrześcijańskiej.
Tycjan - "Maria Magdalena", 1533
Maria Magdalena, to kobieta charyzmatyczna! To przecież ona stała pod krzyżem Jezusa na Golgocie, kiedy wszyscy jego uczniowie umknęli, to ona pierwsza "odkryła zmartwychwstanie" Jezusa. Bo chyba każdy rozumie, że jedynie kobieta kochająca potrafi wskrzesić oraz potrafi zdobyć się na tak wielki wysiłek imaginacji, że ów zmarły człowiek w jej wyobrażeniu staje przed nią jako postać rzeczywista. Więc czy nie dziwny jest fakt z przyjęcia przez Kościół wizerunku Marii Magdaleny, ukazywanej ciągle jako jawnogrzesznicy? Pomijając już zbeletryzowaną interpretację tej postaci w książce "Kod da Vinci" Dona Browna, jej poza na obrazie Leonarda jest niezwykle dopasowana do ... sylwetki głównego bohatera obrazu. Gdyby przenieść ją w prawo, to jej głowa spoczywałaby łagodnie na lewym ramieniu Jezusa. Czy może Leonardo chciał jednak nam coś w ten sposób przekazać? Przecież nie odważyłby się namalować coś wprost, wbrew obowiązującej wówczas wykładni kościoła. A stosy inkwizycji przecież płonęły...
No i jeszcze coś o samym Judaszu. W prawej dłoni trzyma sakiewkę z 30 srebrnikami. Ale tutaj występuje chyba jakieś przekłamanie, bo natknąłem się na informację, że srebrniki wyszły z obiegu już trzysta lat przed Jezusem, i jak pisze Pinchas Lapide: "...za czasów Jezusa znano złote i srebrne denary, asy podwójne i potrójne, selasy, miny, szekle, drachmy, podwójne drachmy — ale nie było monety czy waluty, która byłaby znana pod nazwą „srebrników". Już ponad trzysta lat wcześniej wyszły one z obiegu". Chyba, że to jest jakiś autorski żargon. Ponadto, według Ewangelii Judasz zginął na dwa różne sposoby. Według Mateusza, Judasz sam się powiesił, natomiast w Dziejach Apostolskich, Piotr przedstawił śmierć Judasza inaczej, albowiem według niego, "za pieniądze, niegodziwie zdobyte, nabył ziemię i spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności. Rozniosło się to wśród wszystkich mieszkańców Jerozolimy, tak że nazwano ową rolę w ich języku Hakeldamach, to znaczy Pole Krwi" Ale czy tak rzeczywiście było? Bo za 30 srebrników, to mógł kupić sobie najwyżej jednego niewolnika a nie ziemię... Ewangelie pisali przecież uczniowie, uczniów, uczniów apostołów. Były one spisywane w 100-200 lat później! Bo powstał pewien problem - czy zdrajca Judasz może być sędzią? Przecież Jezus przyrzekł, że cała Dwunastka Apostołów (w której podówczas był Judasz, rzekomy zdrajca) zasiądzie na dwunastu tronach w celu sądzenia dwunastu plemion Izraela? Czy Jezus uznał, że Judasz może sądzić będąc jego zdrajcą? W ewangeliach Mateusza i Łukasza powiedziano, że Jezus wiedział wcześniej, że Judasz go zdradzi. A przecież niedawno światło ujrzała ostatnia "Ewangelia według Judasza"! I co wy na to?
A zaczęło się od zwykłego obrazu na mokrej ścianie...
Źródła: www.racjonalista.pl - Zenon Kuczera, H. Mynarek, "Jezus i kobiety. Miłosne życie Nazarejczyka", Gdynia 1995.
Czyli, wg najnowszych badań, św. Piotr miał 3 ręce? Bo jedną trzyma na ramieniu Marii Magdaleny, jedną wspiera się w bok... A trzecią jak odkryto reaguje gwałtownie, z nożem... A jeśli to jego ręka, to czyja spoczywa na ramieniu M-M ???
OdpowiedzUsuńWłaśnie tą ręką, w której trzyma nóż Św. Piotr wspiera się w bok. :)
OdpowiedzUsuńNajwiększe diabelskie kłamstwo to że Watykan przywłaszczył dla siebie jedyne naukowe elementy Nowego Testamentu, blokując rozwój wiedzy na długie stulecia tylko po to żeby ogłupić lud z którego ściągał każdy grosz wespół z magnaterią. To nieprawda! Watykan zawsze był przyjacielem ludu i nauki i dobroczyńcą Polaków, którym pomógł w XI wieku zejść z drzew!
OdpowiedzUsuńAle świetne komentarze! (nie zgadzam się z tym że Watykan to taki nasz przyjaciel i dobroczyńca-A skąd te wszystkie bogactwa i po co?Złocenia,bogactwo,przepych-przytłaczają zwykłych ludzi na tym skończę bo to bardzo drażliwy temat.)Podziwiam profesjonalizm w prowadzeniu bloga-pozdrawiam serdecznie.B.K
OdpowiedzUsuńTa ręka należy do Judasza, nie do Piotra. Jedną rękę (lewą) Judasz opiera na św. Janie (albo Marii Magdalenie, jak kto woli - tj. gwałtownie wychyla się w jego/jej kierunku), a drugą (prawą, czyli tą "dodatkową" na obrazie) trzyma tak, jakby podpierał się pod boki, z dłonią zwróconą powierzchnią w stronę ciała, a palcami w stronę widza. Siedzący obok Piotr prawą rękę trzyma opartą o stół (płasko na łokciu), a prawą siega w stronę złączonych dłoni św. Jana (albo Marii Magdaleny, jak wolicie). Skądinąd: jeśli to byłaby Maria Magdalena, wtedy na obrazie brakowałoby jednego apostoła. Ciekawe, prawda?
OdpowiedzUsuń