Inspiracje - Rudolph Belarski, mistrz ilustracji

Najpierw zdań kilka o samym autorze. Rudolph Belarski urodził się 27 maja 1900 w górniczym miasteczku Dupont, w Pensylwanii. Jego rodzice byli niewykwalifikowanymi imigrantami z Galicji. Młody Belarski uczęszczał do szkoły tylko do dwunastego roku życia, kiedy to zgodnie z prawem mógł rzucić szkołę i pracować w kopalniach, co uczynił i tak pracował przez okres prawie dziesięciu lat. Nocami studiował korespondencyjnie sztuki plastyczne w Międzynarodowej Szkole Korespondencyjnej, Inc Scranton. W 1922 roku przeniósł się do Nowego Jorku na profesjonalne studia na Pratt Institute w Brooklynie, które ukończył w 1926 roku, a później nawet wykładał w Pratt w latach 1928-1933. Belarski specjalizował się w tworzeniu ilustracji do okładek wielu popularnych magazynów ilustrowanych. Takich jak m.in. Air War, American Eagle, powieści kryminalnych, G-Men, Lone Eagle, Misterium, Phantom. Pracował również dla różnych męskich magazynów przygodowych w rodzaju Adventure, Argosy, Men's Conquest, Mens Illustrated i jeszcze wielu innych.
W 1956 roku Belarski przeniósł się do Westport Connecticut i został instruktorem sztuki w słynnej korespondencyjnej szkole Artists, gdzie pracował aż do emerytury w 1972 roku. Rudolph Belarski zmarł w wieku 83 lat.
Przyglądając się jego ilustracjom, bo tak właśnie chyba należy nazwać te prace, nasunęło mi się skojarzenie z pojęciem Pin-up (z ang. pin-up - przypiąć, powiesić). Co prawda nie ma w tych rysunkach zmysłowych, pięknych i uśmiechniętych, ubranych w rozkloszowane sukienki lub skąpe stroje/bieliznę dziewcząt. Lecz emanuje jednak z tych rysunków klimat z lat 40. i 50. XX wieku. Chociaż, nie jest to chyba do końca prawda. Bo jednak nie emanują one wystarczającą dozą erotyki, która upoważniałaby je do drukowania na plakatach, które mężczyźni potem przypinaliby na ścianach (stąd zresztą ich nazwa). 
Zastanawiałem się także, czy nie zaliczyć tego rodzaju sztuki graficznej do tzw. Gibson Girl (pol. "Dziewczyna Gibsona") – stworzonej przez rysownika Charlesa Dana Gibsona, która personifikowała amerykański kobiecy ideał urody z końca XIX i początków XX wieku. Co prawda czarno-białe szkice przedstawiające Gibson Girl ukazywały się m.in. w takich czasopismach jak "Life", "Harper's" i "Collier's Weekly", lecz dotyczyły jednak czasów trochę odleglejszych. Typowa Gibson Girl była młodą przedstawicielką zamożnej klasy średniej. Była szczupła, ubierała się zazwyczaj w eleganckie, ale wygodne, nie krępujące ruchów stroje, nie nosiła już ciężkiej, ciągnącej się jak ogon, turniury, lecz była chyba trochę za bardzo Art-Deco. Portretowane one były zazwyczaj na zewnątrz, nierzadko podczas uprawiania sportu (np. jazdy na rowerze, wiosłowania czy gry w tenisa lub golfa) lub oddawania się innym pasjom (np. grze na skrzypcach) ale jednak raczej trudno je porównywać z bohaterkami Belarskiego. On chyba stworzył swoistą, własną, reporterską narrację ze swoich czasów. Jego kobiety, były jemu bardzo współczesne, nosiły już nawet mini-spódnice, dekolty, chociaż czasami epatowały czarem dawniejszych czasów. Nie jestem tutaj ekspertem, żeby to szczegółowo ocenić. Ale przyznaję, że oglądanie jego prac, w żadnym przypadku nie pozostawiło mnie obojętnym obserwatorem. Zawsze przykuwała moją uwagę, kryjąca się za namalowaną sceną, historia. Tak jak można patrzeć na Pin-Up girl i podziwiać w zasadzie tylko rodzaj bielizny damskiej, podwiązek, czy ilości oczek lub linii szwów na pończochach, tak tutaj ważniejsza wydawała mi się historia, która kryje za sylwetkami ludzi. Popatrzmy zresztą sami na kilka przykładów. Weźmy na to ilustrację pt. "Randka".
Nie jest tak łatwo przedstawić, pozornie taką banalną sytuację. A tutaj co widzimy. Praktycznie kilka gotowych historii do opowiedzenia. Na przykład. Śliczna, wręcz idealna dla albumów Pin-Up girls dziewczyna, która chyba oparła się przystojnemu, pewnemu siebie, zbyt natarczywemu kawalerowi. I sądzę, że bynajmniej, palący papierosa dandys raczej nie zatriumfował, lecz chyba oblizał się niepyszny. Trochę się zagalopował i przegrał. Nie tak to miało być. Opadł na fotel, prawa ręka chyba odsuwa się od pleców niewiasty. Jak się wytłumaczy potem kumplom? Dziewczyna, z niedowierzaniem patrzy na kolesia, poprawia dekolt, bo trzeba przyznać, że swoje atrybuty "broni biologicznej do masowej zagłady mężczyzn", zaprezentowała dokładnie, spódniczka na idealnej wysokości, dekolt odważny i pewnie myśli sobie... hola, hola kolego, nie tak prędko. A co masz jeszcze, poza tym samochodzikiem...
Albo inna scena, pod dziwnym tytułem "Bebelestrange" albo inaczej "Bebe le strange". Dziwny i trudny do przetłumaczenia tytuł.
Niezła scenka. Czyżby panienka nakryła swojego chłopaka z inną. Musi być z niej niezła hetera. Parka żyła sobie na łodzi i to KONIEC. Przyszła nowa-stara samica, i won! To mój teren i mój samiec! I to musiało być dość nagłe wydarzenie. Na lewym przedramieniu uciekinierki wisi szlafrok, stanik a i sama jest ubrana dość ... lekko. Niedokładnie zapakowana walizka z wystającymi fragmentami odzieży, może wskazywać, że "ofiary" zostały nakryte in flagranti. Tylko obleśny uśmiech kawalera tutaj jednak nie przystoi. Bo to, że jedna samica alfa pogoniła konkurencję, to mogę zrozumieć, ale zachowania faceta, to już nie za bardzo. A może ktoś widzi inne wytłumaczenie...
Jeszcze dwie inne prace z gatunku "siostro - proszę nocnik"... Pierwsza to "Kwatera pielęgniarek" i druga "Młody doktor".

Obie reprezentują tzw. humor sytuacyjny. Do pokoju, w którym mieszkają śliczne pielęgniarki próbuje się dostać gentleman. Na jego drodze stanęła służbowo odziana "siostra", która nie chce dopuścić aby męskie spojrzenie pohańbiło inną, która jest jeszcze w bieliźnie. No cóż, nie dziwię się facetowi. Sam bym chętnie sprawdził, czy mają w pokoju sprawną i aktualną gaśnicę przeciwpożarową. Typowa ilustracja do jakiegoś opowiadania. Za to ostatnia sytuacja nosi już większy ładunek. Do pokoju badań/przesłuchań (niepotrzebne skreślić) wchodzi sobie młody i przystojny lekarz. A czeka na niego prawdziwa heroina. Kobieta wamp. Broń termojądrowa, że jak łatwo zauważyć, wzbudziła zaniepokojenie, wręcz złość u pielęgniarki. Przecież on taki młody, jeszcze kawaler, a ta... no jak tam, "tumta", jeszcze zacznie go podrywać. A jak każe jej zdjąć sukienkę? A żeby cię piekło pochłonęło, bije z twarzy bezradnej siostry. Tylko doktorek już wie co będzie robił. Ze swoim szelmowskim uśmieszkiem, już nie raz takie gorące kasztany wyciągał z ognia namiętności...
No i na zakończenie ilustracja "Shantygirl". Co można byłoby przetłumaczyć "zapracowana" lub chyba bardziej "wiejska dziewczyna".
I rzeczywiście to wielkiej urody ale za to małych manier dziewczę. Ubrana jest trochę wyzywająco, z opuszczonym dekoltem, rozchylonymi nieładnie nogami. W ogóle przyjęła pozę trochę mało elegancką. Przed nią stoi na podłodze bukłak, chyba po winie i bezładnie rzucona gazeta. Tuż obok stoi jakiś kawaler, a może to jej brat. Bo bynajmniej nie patrzy na nią specjalnie zaciekawiony. Trochę wygląda na próżną i leniwą. Tylko jej posiwiała matka musi pracować, aby utrzymać dom. I biedna zapewne krzyczy do dziewczyny, ... a świniom już dałaś? ... Wiejska, prowincjonalna rzeczywistość. Czekanie na ... cud, szczęście, a może księcia z bajki. Prawdziwe, zwykłe życie. Nie tylko na prowincji...

Komentarze

  1. Faktycznie,urocze te ryciny.A jaka dbałość o szczegóły-świetne,mimo,że wyrażnie "trącą myszką".Mimo historii,które świetnie opisałeś tchną spokojem i jakąś nostalgią.Przyjemnie się je ogląda-tylko skąd wykopałeś tego artystę,naprawdę nie wpadł mi nigdy w ucho.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty