Prawdziwa cnota krytyki się nie boi - Trochę drogi pejzaż


Już trochę upłynęło czasu od moich ostatnich odwiedzin portalu aukcyjnego Heritage Auctions, więc pozwoliłem sobie odświeżyć wiedzę w temacie, jak idzie pranie zbędnej gotówki. Na ruszt wrzuciłem takie oto dzieło. Cena jego sprzedaży w czerwcu 2009 roku to 537,750.00 dolarów amerykańskich. Aktualnie jest wystawiony ponownie na sprzedaż, ale już za około milion dolców. W ofercie "Kup teraz" cena wynosi: 950.000 dolarów. 

Tematem tego dość drogiego landszaftu jest pusty krajobraz słonych bagien, ... bez gajowego, ale za to z czaplą. Czyli o obraz z niczym o niczym. Słone bagna w północnej części Stanów Zjednoczonych nie były szczególnie interesujące dla amerykańskich pejzażystów. Aż do czasu kiedy to pewien amerykański mistrz pędzla i palety, niejaki Martin Johnson Heade zaczął się im dokładniej przyglądać, a nawet je badać intensywnie w trakcie swojego pobytu na nich, gdzieś w okolicach 1860 roku. Dla wszystkich przed nim, bagna te były zbyt monotonne i ekstremalnie nieciekawe. Lecz zaprawdę dziwny sentyment malarza do tak szczególnego miejsca, charakteryzującego się niebywałą ciszą i obfitością całego spektrum światła spowodowały, że Heade zaczął je malować. A robił to o różnych porach dnia, o świcie, o zmierzchu, w deszczu, w blasku księżyca. I czynił to z taką czułością, że w 1878 roku namalował swój prezentowany poniżej promienny krajobraz z zachodzącym słońcem nad tymi słonymi bagnami, z jedynym elementem "żywym" w postaci czapli stojącej w pobliżu wody, na pierwszym planie obrazu. 
Martin Johnson Heade (1819-1904) - "Zachód słońca nad bagnami"; ok.1876-82; (33.7x66.7cm)
Co ciekawe, obraz ten narobił w swoim czasie nawet sporo szumu w światku amerykańskich krytyków malarskich. Martin Johnson Heade pogwałcił bowiem standardowe praktyki i reguły słynnej szkoły malarskiej Hudson River School, a tak konkretnie, to zaczął malować krajobraz, który ma płaską nieprzerwaną przestrzeń, brak na nim elementów obramowań, takich jak na przykład baldachim drzew czy zarysy skał. Kompozycja praktycznie pozbawiona została punktu centralnego. A to już ewidentnie naruszało wtedy zasady sztuki malarskiej.
W sumie ładny pejzaż, w sam raz do mojego salonu. No, ale wolnego miliona dolców niestety nie posiadam, a jeśli już bym nawet tyle miał, to moja ukochana żoneczka wybiłaby mi skutecznie jego zakup z głowy, bo wiedziałaby co z tym fantem zrobić tak, że szybko nie wystarczyłoby jej nawet na waciki... 

Komentarze

  1. Nie oszukujmy się. Tego typu salony i ich ekspozycje są dla snobów, którzy pobijają ceny dla własnej przyjemności zabawienia się.

    Wolałabym czatować kilka dni z aparatem fotograficznym gdzieś na skraju lasu obserwując życie ptaków z ukrycia i efekt takiego wyczekiwania zawiesić sobie na ścianie.
    Dla mnie moja fotografia miałby olbrzymią wartość, ale dla tego co ją ogląda żadnej wartości by nie miała.

    To nie znaczy, że nie podziwiam twórców i ich dzieł. Po pierwsze nie kupuję ich bo nie mam za co, a po drugie ściany obwiesiłam obrazami licealistów Liceum Plastycznego, które kupiłam za rozsądną cenę, oprawiłam porządnie i cieszę bardzo kiedy na nie patrzę...

    Twoja żona z pewnością ma rację. Taką cenę można dać za dom ale nie za obraz do domu.
    Uściski :))**

    Jeszcze jedno, czy napisałeś celowo "krytyki" zamiast "krytyk" jak to przysłowiu zostało powiedziane...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Celowo. Bo u Krasickiego było "krytyk". Ale ja uważam, że moja wersja jest również dobra. Zniosę pojedynczą krytykę, lecz wielu to już na pewno nie...:-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to znaczy, że oberwałam po nosie ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Absolutnie nie! Jak bym śmiał!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech..., myślałam, że już po mnie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty