Rozważania na temat malarstwa - Hołd Pruski

Prawie pięć wieków temu, bo w dniu 8.04.1525 – Zygmunt I Stary i Albrecht Hohenzollern podpisali Traktat krakowski, na mocy którego 2 dni później odbył się hołd pruski. Tak jak większość rodaków pamiętam w zasadzie tylko o takim jednym słynnym hołdzie. To jest o ostatnim hołdzie, pruskim. Warto jednak wiedzieć, że hołdy pruskie, które odbywały się w latach 1469-1641 – były to hołdy lenne składane królom Polski jako suwerenom Prus Zakonnych (1466-1525) i Prus Książęcych (1525-1657). Mocą postanowień zawartego 19 października 1466 II pokoju toruńskiego każdy nowo wybrany wielki mistrz zakonu krzyżackiego jako książę Królestwa Polskiego miał obowiązek złożyć hołd lenny każdemu następnemu królowi Polski nie później niż w czasie 6 miesięcy po swoim obiorze. Powołując się na skomplikowany stopień zależności Prus Zakonnych - wielcy mistrzowie wielokrotnie odmawiali złożenia hołdu królom Polski - jak to miało miejsce w latach 1477-1479 gdy Martin Truchsess von Wetzhausen prowadził wojnę popią ze swoim suwerenem o obsadę urzędu biskupa warmińskiego, czy w latach 1498-1525, gdy kolejni wielcy mistrzowie Fryderyk Wettyn i Albrecht Hohenzollern otwarcie odmawiali władcom Polski homagium, powołując się na fakt bycia książętami Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Ale to już inna historia.
Natomiast hołd pruski o którym chciałbym coś powiedzieć odbył się 10 kwietnia 1525 w Krakowie. W wyniku poprzedzającego go Traktatu, Prusy Zakonne zostały przekształcone w Księstwo Pruskie jako lenno Polski. Ostatni w Prusach wielki mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (krzyżackiego) sprawujący władzę świecką nad państwem zakonnym Albrecht Hohenzollern, przyjął wyznanie luterańskie i przekształcił państwo zakonu krzyżackiego w świeckie państwo (Prusy Książęce), stając się jego władcą (księciem). Jednocześnie złożył hołd lenny swojemu wujowi Zygmuntowi Staremu, królowi Polski. Co ciekawe, Traktat krakowski był pierwszą umową o charakterze międzypaństwowym pomiędzy władcą katolickim a protestanckim w Europie. Albrecht odebrał z rąk króla proporzec z herbem Prus Książęcych jako symbolem lenna. Oznakę zależności od króla i Korony symbolizowała umieszczona na piersi czarnego pruskiego orła litera S (Sigismundus) oraz korona na jego szyi. Wydarzenia związane z hołdem pruskim zlikwidowały państwo krzyżackie, czyniąc jego spadkobiercę, świeckie państwo pruskie, krajem zależnym od Polski. Aż do srebrnego wieku, tj. epoki Wazów na tronie Polski zagrożenie z tego kierunku zostało odsunięte i zmarginalizowane, jednak nie zlikwidowane. Niestety, konsekwencją nieinkorporowania Prus w roku 1525 były... rozbiory Polski.
Miejsce hołdu upamiętnione jest na krakowskim rynku specjalną tablicą a wydarzenie to stało się tematem jednego z najbardziej znanych obrazów Jana Matejki (eksponowanego w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach w Krakowie).
Hołd pruski, Jan Matejko, 1880-1882, olej na płótnie, 388 × 785 cm
Postacie historyczne występujące na obrazie.
W centrum obrazu umieszczone są postacie Zygmunta Starego i klęczącego przed nim Albrechta Hohenzollerna. Zygmunt August przedstawiony został jako 5-letni chłopczyk ubrany w czerwoną sukienkę podtrzymywany przez Piotra Opalińskiego, ochmistrza dworu. Jako Opalińskiego sportretował Matejko profesora historii UJ Józefa Szujskiego. Matejko sportretował 31 postaci ówczesnego życia politycznego. Oto niektóre z nich:
  • W infule biskupiej biskup krakowski Piotr Tomicki
  • Trzymający miecz do góry mężczyzna to Hieronim Łaski, bratanek arcybiskupa Jana Łaskiego, dyplomata.
  • Księżna Anna, władczyni Mazowsza (zmarła w 1522, umieszczona na obrazie świadomie przez Matejkę, aby podkreślić łączność tej ziemi z Polską).
  • Janusz - ostatni książę mazowiecki linii Piastów. Zmarł dość niespodziewanie w 1526
  • Jadwiga Jagiellonka (1513-1573), córka Zygmunta I Starego i jego pierwszej żony Barbary Zápolya. Planowano jej małżeństwo z księciem Januszem. Śmierć księcia zniweczyła te plany.
  • Jako królowa Bona Sforza została sportretowana żona Matejki Teodora z Giebułtowskich Matejkowa.
  • Podniesioną w górę prawą rękę prezentuje Piotr Kmita marszałek wielki koronny i wojewoda krakowski.
  • Z królewskim jabłkiem w ręce stoi Krzysztof Szydłowiecki kanclerz wielki koronny, doradca króla w sprawach polityki zagranicznej.
  • Andrzej Tęczyński (trzyma chorągiew) – chorąży krakowski, późniejszy kasztelan krakowski.
  • Przecław Lanckoroński (na koniu) starosta chmielnicki.
  • Podkręcający wąsa starszy mężczyzna to książę Konstanty Ostrogski hetman wielki litewski, wojewoda trocki, kasztelan wileński.
  • Jan Amor Tarnowski (w hełmie) wojewoda krakowski, późniejszy hetman wielki koronny. Do tego portretu pozował profesor UJ, historyk literatury Stanisław Tarnowski, biograf Matejki.
  • Biorący monety z tacy mężczyzna to Andrzej Kościelecki marszałek nadworny, podskarbi, zarządzał żupami wielickimi, umiejętnie kierował finansami państwowymi.
  • Mikołaj Firlej, kasztelan krakowski (między Krzysztofem Szydłowieckim i Andrzejem Tęczyńskim)
  • arcybiskup Jan Łaski (za Piotrem Tomickim)
  • Olbracht Gasztołd, kanclerz Wielkiego Księstwa Litewskiego, wojewoda wileński (za Janem Łaskim). Król powierzył mu dozór nad sporządzeniem statutu litewskiego. Jego obecność na obrazie ma symbolizować mądrość króla - prawodawcy.
  • Poniżej króla leży Stańczyk, a jego zmartwiona twarz wątpi, czy to aby na pewno zwycięstwo (Prusy były jednym z zaborców).
W lewym dolnym rogu obrazu z dokumentem opatrzonym królewską pieczęcią stoi Bartolommeo Berrecci - architekt i twórca renesansowego zamku królewskiego na Wawelu. Jego twarz to jeden z dwóch na obrazie autoportretów Jana Matejki. Drugi to twarz królewskiego błazna Stańczyka. Ciekawostką jest, że Matejko namalował fragment Sukiennic już w stylu renesansowym, chociaż taką formę przybrały one dopiero w roku 1555 po pożarze, który strawił budowlę w jej dawnym, gotyckim stylu. Znana jest równiez jeszcze jedna interpretacja malarska tego wielkiego wydarzenia historycznego, pędzla włoskiego malarza Marcello Bacciarelliego.

Marcello Bacciarelli, Hołd pruski , olej na płótnie, 1783-86, Sala Rycerska Zamku Królewskiego, Warszawa
Bardzo ciekawa, a równocześnie pełna dramatyzmu jest historia ratowania "Hołdu Pruskiego" opisana przez Pana Andrzeja Musiała. Przytoczę tutaj kilka fragmentów z jego opisu, bo naprawdę warto. "...Najbardziej niepokojono się właśnie o los tego płótna oraz "Bitwy pod Grunwaldem". Kilka miesięcy przed wybuchem wojny przebywał z oficjalną wizytą w Polsce Herman Göring. Jak na ironię, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie Feliks Kopera prezentował mu "Hołd Pruski" i szczegółowo tłumaczył Matejkowską wizję złamania i upokorzenia pruskiej pychy. Wówczas Göring musiał przełknąć to wszystko w pokorze, lecz później m.in. ten obraz był jednym z głównych celów niemieckich poszukiwań. W tej sytuacji na naradzie, jaka odbyła się na kilka dni przed wybuchem wojny, trzej panowie: wspomniany Feliks Kopera, naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury i Sztuki dr Fryderyk Wesselly oraz dyrektor Muzeum Przemysłowego inż. Eugeniusz Tor, późniejszy wiceprezydent miasta Krakowa, podjęli decyzję o zabraniu obrazu z Muzeum Narodowego i ukryciu go w okolicach Krakowa. Płótno wyjęto z ram, nawinięto na drewniany bęben o średnicy 40 cm, przekładając miękkim papierem. Całość obszyto materiałem, pozostawiając na końcu bębna żelazne pręty, aby móc zawiesić go na podporach. Prace te zostały wykonane pod kierownictwem mgr Anny Szusterowej, konserwatorki obrazów Muzeum Narodowego. W takim stanie, 28 sierpnia 1939 r. obraz przewieziono do Muzeum Przemysłowego, gdzie wsunięto go do specjalnie w tym celu wykonanej, cynkowej rury. Następnie całość włożono do wyłożonej trocinami, drewnianej skrzyni o długości 6 m. Całe przedsięwzięcie otoczone było tajemnicą. Tak zabezpieczony obraz był już gotowy do ukrycia i zakopania. Poważnie zastanawiano się nad Lasem Wolskim. Niestety, nagły wybuch wojny wczesnym rankiem 1 września, naloty na miasto, zamieszanie i dezorganizacja, uczyniły ten zamiar praktycznie niemożliwym. Postanowiono więc wywieźć obraz z Krakowa. Było to zgodne z zaleceniami, podjętymi na Zjeździe Delegatów Związku Muzeów Polskich w Gdyni, który odbył się w czerwcu 1939 roku. Wówczas to ustalono, że dzieła sztuki, które ze względu na swą tematykę mogłyby być zniszczone przez wroga, należy wywieźć na wschód Polski. Jednym z głównych miejsc miał być Zamość. (...). Już 1 września o godzinie piątej po południu, w asyście samochodu osobowego wyruszył do Zamościa samochód ciężarowy z tajemniczą zawartością. Z powodu ogromnego zatłoczenia dróg, spowodowanego działaniami wojennymi, podróżni zmuszeni byli nocować w Tarnowie, tak że ekipa dotarła do Zamościa dopiero 2 września o godzinie dwudziestej. Samochód wraz ze skrzynią zaparkowano na noc w remizie strażackiej. Nazajutrz rano Eugeniusz Tor wraz z burmistrzem Michałem Wazowskim, starostą Marianem Sochańskim oraz ks. dr. Wacławem Staniszewskim ustalili, że najbezpieczniej będzie ukryć obraz w podziemiach kościoła św. Katarzyny. W międzyczasie Niemcy już bombardowali Zamość. Jeszcze tego samego dnia, pod osłoną nocy, przewieziono płótno pod kościół św. Katarzyny. Powiększono otwór okienny, prowadzący do podziemi kościoła, aby móc przezeń wnieść ważącą prawie 500 kg skrzynię z obrazem. Zaangażowano do tego kilkunastu ludzi. Wszyscy zatrudnieni przy tej pracy zostali najpierw zebrani w kościele, gdzie zostali zaprzysiężeni, iż dochowają tajemnicy tego, czego tu będą świadkami. Nie zostali oni oczywiście poinformowani o zawartości skrzyni. Wyjaśniono im tylko krótko, że przywieziono ze Śląska cenne obrazy, które nie mogą wpaść w ręce Niemców. Niestety, jeden z robotników spóźnił się i nie brał udziału w przysiędze. Po kilku godzinach ciężkiej pracy, udało się umieścić pakę w podziemiach, wzdłuż zachodniej ściany kościoła. Jednak ciągłe bombardowanie Zamościa i szybkie zbliżanie się wojsk niemieckich na wschód, skłoniło Eugeniusza Tora do decyzji o zamurowaniu skrzyni w podziemiach. W tym celu zaczęto rozkuwać posadzkę. Jednak po rozpoczęciu prac natrafiono na niemożliwe do sforsowania mury głębszych kondygnacji, w wyniku czego pomysłu nie udało się zrealizować. Tymczasem już 13 września do Zamościa wkroczyły wojska niemieckie. 
W początkach września dyrektor Muzeum Narodowego, Feliks Kopera, został zabrany na gestapo, gdzie szczegółowo wypytywano go o "Hołd Pruski". Na negatywne odpowiedzi dyrektora funkcjonariusz przedstawił mu dokładny opis akcji wywiezienia obrazu z Krakowa. Aby zweryfikować posiadane przez siebie informacje, Niemcy wysłali do Zamościa umyślnych gestapowców. Na szczęście było to w okresie, gdy w mieście "urzędowali" Rosjanie. Niemcy powrócili więc do Krakowa z niczym. 
27 września wkroczyli do Zamościa Rosjanie i pozostali tam do 20 października. 29 września było już wiadomo, że ktoś zdradził miejsce ukrycia obrazu dowództwu wojsk radzieckich. Mógł to być wcześniej wspomniany pracownik, który nie został zaprzysiężony. Sowieci zarządzili wejście do podziemi kościoła. Rozbili skrzynię, rozpruli cynkową rurę i wywlekli obraz na posadzkę. Cały rulon został przekłuty w ośmiu miejscach ostrym narzędziem, prawdopodobnie bagnetem, w celu sprawdzenia, czy nie ma w nim kosztowności. Potem został odwinięty i rzucony na gruzy z niedokończonego wykopu. (...). 
Obraz był zakurzony oraz pogięty i podziurawiony. Po porozumieniu z ks. dr. Wacławem Staniszewskim ustalono, że należy doprowadzić płótno do możliwie dobrego stanu. Przygotowano odpowiednie ilości papieru, nici oraz igieł i udano się we wczesnych godzinach rannych do kościoła, aby niepostrzeżenie móc wejść do podziemi (wejście do nich znajdowało się w prezbiterium). Tutaj, w trakcie Mszy św., pracowano nad obrazem. Rozłożono go na posadzce i dokładnie oczyszczając miękkimi szmatami, nawijano równocześnie z powrotem na bęben. Obraz obszyto prześcieradłami, zabranymi jeszcze z Krakowa. Tak zabezpieczone dzieło ponownie zapakowano do skrzyni i umieszczono pod ścianą. 
Szczęśliwie, po wcześniejszych niepowodzeniach w poszukiwaniu obrazu, zainteresowanie gestapo było zwrócone na inne sprawy, dlatego też postanowiono przetransportować obraz z powrotem do Krakowa, sądząc, że Niemcy najmniej będą się go tam spodziewali. Jednak przewiezienie tak wielkiej skrzyni nie uszłoby uwagi Niemców. Po mieście kręciło się wielu szpicli, którym łatwo mogło się rzucić w oczy coś podejrzanego. Postarano się więc o uzyskanie oficjalnych dokumentów niemieckich na prawo przejazdu z Krakowa do Zamościa. Okazją do tego stało się zlecenie od komendanta miasta na przywiezienie z Krakowa zapasu soli, kalki maszynowej oraz papieru. Całą sprawę załatwiono z żandarmerią niemiecką, jednakże bez porozumienia z gestapo, które na pewno skontrolowałoby zawartość skrzyni. Ogromną pomoc wykazał tu burmistrz miasta Michał Wazowski. Przedsięwzięcie było tym bardziej niebezpieczne, że w Zamościu panował w tym czasie niezwykły terror. Ponowne wwiezienie obrazu do Krakowa było więc wyczynem bohaterskim. Operację tę należało przeprowadzić w dzień, na oczach wszystkich, aby nie budzić jakichkolwiek podejrzeń ze strony Niemców. Skrzynię z obrazem wyniesiono z kościoła i załadowano na auto razem z innymi pojemnikami, przygotowanymi na materiały. Samochód konwojowany był przez żandarmów, którzy rozsiedli się na przygotowanych pakach. Poza burmistrzem Michałem Wazowskim i Kazimierzem Buczkowskim, kustoszem Muzeum Narodowego, przysłanym w tym celu specjalnie do Zamościa, nikt nie wiedział o zawartości przewożonego towaru oraz prawdziwym celu wyprawy. W międzyczasie, zupełnie przypadkowo i jak się później okazało szczęśliwie dla całej podróży, zjawiła się żona zamojskiego adwokata, która chciała zabrać się z podróżnymi do Krakowa. I tak, z pozwoleniem niczego nie podejrzewających, mimowolnie pomocnych władz niemieckich, samochód ruszył w drogę. 17 listopada 1939 roku Kazimierz Buczkowski przybył z obrazem do Krakowa. Wyprawa docierała już do centrum miasta, gdy duża skrzynia wzbudziła zainteresowanie żandarmów. Mimochodem rzucili pytanie o jej zawartość. Kobieta, może przypadkowo, odwróciła ich uwagę propozycją pójścia na "fundowaną wódkę", na co żandarmi chętnie przystali. Wysiadła wraz z nimi nieco wcześniej, dzięki czemu skrzynia z obrazem, co miało niebagatelne znaczenie, bez niepowołanych świadków dotarła szczęśliwie na miejsce. Było to późnym wieczorem 17 listopada. Pierwszą noc spędziła w zapleczach Muzeum Przemysłowego przy ulicy Smoleńsk, aby następnego dnia zostać przewiezioną do Muzeum Czapskich. Tu dotrwała szczęśliwie do końca wojny. W kilka dni po przetransportowaniu obrazu do Krakowa, niemiecki zarząd miasta otrzymał z zamojskiego gestapo depeszę z żądaniem wyjaśnienia faktu transportu tajemniczej paki i podania jej zawartości. Dzięki zręczności dyrektora Feliksa Kopery, gestapo w Zamościu otrzymało informację od niemieckiego burmistrza Krakowa Zörnera, że paka zawierała obraz z krakowskiego muzeum o neutralnej treści. Tym sposobem, dziwnym zbiegiem okoliczności, sprawa ucichła na długie lata okupacji. Być może wpływ na to miała podana przez radio londyńskie informacja o dotarciu "Grunwaldu" do Anglii. Niemcy, przyjmując tę wiadomość za pewną, mogli przypuszczać, że to samo stało się z innymi obrazami. Wprowadziła ich także w błąd krążąca po Krakowie informacja, jakoby "Hołd Pruski" zaginął. (...)
W połowie marca 1945 r. skrzynia została przetransportowana do Sukiennic, gdzie obraz rozwinięto. 26 marca odbyło się zebranie komisji w sprawie restauracji dzieła, a niedługo potem nastąpiło uroczyste odsłonięcie "Hołdu Pruskiego" w Muzeum Narodowym w Sukiennicach." Ale historia! Jak ulał nadaje się  na świetny scenariusz filmowy. 
Źródła: Wikipedia.pl; http://www.zrodlo.krakow.pl/Archiwum/2005/39/14.html.

Komentarze

Popularne posty