Filozofia domowa - Bogowie też się mylą

"Mogę zaprzeczyć wszystkiemu, co powiedziałem. I będzie to zgodne z psychiką człowieka antycznego. Bogowie też się mylą. Dla nas starożytnych nie ma bezwzględnej prawdy. Istotą jest tylko postawa sokratyczna. Sokrates nie obiecywał uczniom, że wskaże im prawdę, lecz że będzie jej wraz z nimi poszukiwał. (...) Człowiek ma dochodzić prawdy własnym rozumem. Wiem, że nic nie wiem? To jest nasza dewiza. To nie oznacza rezygnacji, to jest postawa pełna pokory. Nic człowiekowi nie zostało objawione. Nic nie spadło z nieba. Ja po prostu mam swój słabiutki rozum, który pozwala mi krok za krokiem dochodzić do prawdy. Ryzykuję, że spadnę w przepaść, ale muszę iść naprzód".
"O omylności człowieka" - Aleksander Krawczuk
Dzisiaj o zdradzie i ślepej namiętności. Czyli o szybkim pocieszeniu w ramionach nowego kochanka - pierwszej szklanicy starożytnej Grecji, czyli Bachusie albo Bacchusie. Tak więc, jakby nie było, znowu będzie o kobietach. Zatrzymajmy się więc na dłużej przed słynnym obrazem wielkiego geniusza renesansu, Tycjana, zatytułowanym “Bachus i Ariadna”. Namalowana przez niego historia nawiązuje wprost do dość znanego greckiego mitu o Ariadnie, czyli przepięknej i nieposłusznej córce króla Krety Minosa. Nieszczęsna tak się zabujała w niejakim Tezeuszu, królewiczu i herosie ateńskim, uchodzącym za syna Posejdona i Ajtry (choć formalnie był synem Egeusza, króla Aten), że dla nicponia porzuciła dom rodzinny i podążyła za nim w świat. I choć pomogła Tezeuszowi uciec z labiryntu groźnego Minotaura na Krecie, ten mimo, że obiecał jej małżeństwo, porzucił ją na wyspie Naksos i sobie odpłynął. Jak pamiętamy jeszcze ze szkoły, kłębek nici, którą Teoś rozwijał, chodząc po Labiryncie, ułatwił mu znalezienie drogi powrotnej. Stąd popularny związek frazeologiczny – nić Ariadny. Ale, ale. Wkrótce nadeszło jednak szybkie pocieszenie, bo zaraz po rejteradzie kochanka, podobno podczas jej snu, Ariadna znalazła niebawem nowego adoratora - i to samego olimpijskiego boga - Bachusa, choć niektórzy twierdzą, że Dionizosa. No cóż nie jestem prof. Krawczukiem od starożytności, i nie będę się wymądrzał. Ale chyba chodzi o jednego i tego samego gościa. Na roboczo zostanę przy Bachusie, bo tak nazwał go Tycjan. I co widzimy na obrazie? 
Z lewej strony obrazu znajduje się postać porzuconej we śnie Ariadny, która wyciąga prawą dłoń ku ledwo już widocznemu okrętowi Tezeusza, lewą zaś trzymając się za mięciutkie i delikatne miejsce, pewnie lekko nadwyrężone. No nieźle, a podobno miała spać. Nic to. A może się tylko leniwie przeciąga rozmarzona...podczas pobudki. I wtedy właśnie, biedna, zdradzona kobieta miała już odejść, gdy jej wzrok pada nagle na postać Bachusa, ukazującego się, z jej prawej strony. Bachus, bóg wina i opilstwa, wyskakuje właśnie z rydwanu, którym przybył na wyspę Naksos, ciągnięty przez dwa gepardy. Przedstawiony jest przez Tycjana w niezwykłej pozie, tak jakby rzucił przed chwilą piłką od palanta, machając zarówno rękoma jak i klejnotami, a właściwie klejnocikami. Tworzący rozbrykany orszak boga Satyrowie i menady, niosą atrybuty jego kultu opilstwa i imprezowania. Wielki Tycjan przedstawił scenę tak jak opisał ją rzymski poeta Katullus w swoim dziele “Poezje”:  
Ona tymczasem, patrząc smutnie za okrętem
Znikającym, żaliła się sercem zranionym,
A młodzieńczy się Iakchus zbliżał z drugiej strony,
Z nimi zaś orszak satyrów i sylenów grono.
Ciebie szukał, Ariadno, Twą miłością płonną.
...Menady w upojeniu dookoła szalały 
...Część z tyrsami o końcach zwieńczonych pomyka,
Część zaś szarpie na strzępy rozdartego byka,
Jedne skręconym wężem wpół się obwijają,
Lub tajemnice święte sprawują w koszykach 
...Inne jeszcze w tympany biją zręczną dłonią,
Innym okrągłe spiże czysto w rękach dzwonią.
Z prawej strony płótna widzimy Satyra, który obwinięty jest wieńcem z pędów krzewu winnego i wymachuje nogą byka, zaś stojąca obok bachantka wznosi tamburyn. Oboje wymieniają spojrzenia, że, oj będzie się działo. Podobnie jak Ariadna i Bachus. Brakuje tylko iskier miedzy nimi. Czyli pełna "ljubow z pierwogo wzgliada!" Widoczny przed nimi opalony siłacz, który wydaje się zmagać z wężem, nawiązuje również do tekstu Katullusa. Psotliwy satyr-dziecko, który znajduje się u dołu obrazu, jest pół-człowiekiem, pół-kozłem. Sprawia wrażenie osoby, która prowadzi cały orszak Bachusa. Dziecko jest jedyną postacią, która spogląda w stronę widza. Na głowie ma wieniec, za sobą wlecze głowę jagnięcia. U jego stóp szczeka czarny spaniel, który jest najprawdopodobniej podobizną pieska Tycjana – motywu często goszczącego na obrazach artysty. Obok niego znajduje się kwiat kaparu ciernistego, na co dzień rosnącego w szczelinach skalnych. Kwiat ten jest symbolem miłości. W oddali ujrzeć można groteskowo grubego Sylena, który jest przybranym ojcem Bachusa. Sylen śpi na ośle, zmożony trunkami. Jego towarzysze muszą go podtrzymywać, by nie wypadł z siodła. No i gwiaździsta korona nad głową Ariadny. To przyszły dar od jej późniejszego męża, Bachusa. Chociaż inna wersja mówi o podarunku diademu w postaci konstelacji dla Ariadny od Zeusa z okazji jej ślubu z Dionizosem (Bachusem). A dla miłośników astronomii dodam, że wykonany przez Hefajstosa złoty diadem, stał się później konstelacją niebieską zwaną Koroną Północną. Czyli pełny happy end.
Jako, że obraz ten jest jednym z trzech dzieł namalowanych przez Tycjana dla księcia Ferrary, Alfonsa d'Este, do jego gabinetu znajdującego się w przejściu łączącym zamek d'Este z Palazzo Ducale, a więc obrzydliwie bogatego sponsora, Tycjan pozwolił więc sobie na użycie najdroższych ze znanych mu w średniowieczu barwników. Sama suknia Ariadny, która zdaje się być wykrojona z fragmentu nieba ma bardzo intensywny błękit, otrzymany z utartego cennego kamienia lapis lazuli. Z lewej strony obrazu samotna postać Ariadny musiała zrównoważyć kompozycyjnie, umieszczony w prawej części orszak Bachusa. Więc Tycjan dorzuca do błękitu karmin, a obie, kontrastujące ze sobą barwy, są oznaką wysokiej rangi, czytaj cholernie drogie. Obecnie obraz “Bachus i Ariadna” znajduje się w Londynie w National Gallery.
Reasumując. No to co mamy? Głupia szczenięca miłość, zapewne sumiennie wykorzystana przez kochanka nicponia. Bo przecież się nie zmydli. I potem "ofiara" znajdująca pocieszenie w ramionach króla alkoholików. Aż w końcu przyszło spełnienie marzeń każdej dziewczynki. Zostać księżniczką!. Dostała się więc na Olimp. Została wśród bogów. I która by tak nie chciała? I pogrzeszyć można, i potem jeszcze stać się boginią. Według naszych ekspertów byłby to pogański świat pozbawiony chrześcijańskiej moralności. Ale ja wolę ten świat. Idę zrobić sobie drinka. Narka. 
Źródło: http://pl.shvoong.com/; ciocia Wikipedia

Komentarze

  1. Ale dlaczego klejnociki?! Czyżbym wyczuwała tu nutkę zazdrości? Podobno nie w rozmiarze siła :)
    A swoją drogą, to niektórzy mają szczęście. Jeden odszedł, a tu zaraz trafia się drugi. Szalony imprezowicz, nadziany i do tego niezłe "ciacho". Ech! ... Bottoms up! Autorze
    Em-Ka

    OdpowiedzUsuń
  2. A czego tutaj gościowi zaraz zazdrościć? Bardziej mnie zastanawia, dlaczego w malarstwie klasycznym chłopom maluje się całe przyrodzenie, zwykle gołe, natomiast damom robią "kasię", też gołą, lecz zubożoną, bo bez milutkiej szparki? I nie chodzi tu bynajmniej o wpływ moralności chrześcijańskiej. Ale w czasach starożytnej Grecji i Rzymu tak właśnie przedstawiano ludzi. Może ktoś mi wytłumaczy.
    A co do drugiej części komentarza, to wolałbym pocieszać jednak tę blondunię w błękitnym...

    OdpowiedzUsuń
  3. Druga część odnosiła się do mnie. Nie można sobie pomarzyć? Ja też sądzę że wolałbyś pocieszyć jasnowłose dziewczę.
    Bottoms up! - to do drinka o którym wspomniałeś.
    Em-Ka

    OdpowiedzUsuń
  4. A, dziękuję za zdrowie, tego nigdy za wiele, zwłaszcza w moim wieku. Za to Tobie życzę spełnienia marzeń...:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak byś nie zinterpretował obrazu, co byś o nim nie napisał, to i tak mi się zawsze podoba. Masz niezłe oko i wyobraźnię:)))
    W przyszłym tygodniu będę w Ferrarze, zobaczę siedzibę rodu d'Este. Może i Tycjana gdzie napotkam :)))
    Nie wiem, czy byłeś w Tivoli? W ogrodach d'Este? Cudo !!!

    Pozdrawiam ciepło:)
    Chi, chi, chi...
    Pozdrowię od Ciebie Tycjana:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. No to Ci zazdroszczę! A niech to. Niektórzy to się rozwijają. Sztukę studiują na żywo. Podobno ok. 1600 roku ród d'Este wyjechał z Ferrary na stałe. Po obrazach Tycjana też pozostały tam wspomnienia. Ale. Gdzie diabeł nie może tam kobietę pośle. Może coś wypatrzysz ciekawego i pochwalisz się po powrocie. A Tycjanowi to się pokłoń. Zasługuje na szacunek. I tylko wróć cała i zdrowa. Bo ci Włosi... tacy ... namiętni...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty