Rozważania na temat malarstwa - z albumu bajek mistrza Sienkiewicza

January Suchodolski - "Jasna Góra"
Dzisiaj będzie trzy grosze o Częstochowie, a zwłaszcza o rozsławiającym ją słynnym klasztorze jasnogórskim. O miejscu tym słyszał chyba każdy Polak i ktokolwiek o to zapytany odpowie pewnie, że pewien rębajło, chorąży orszański, Andrzej Kmicic wespół, w zespół z księdzem Kordeckim dali tutaj łupnia okrutnym, bezbożnym Szwedom. I tak już od jednego i ćwierci wieku, czyli ponad 125 lat uznajemy tę historyjkę z gatunku płaszcza i szpady, za prawdę objawioną! Jakie to ... Polskie! Otóż to co wiemy o obronie klasztoru z 1655 roku to są niestety, ale propagandowe i wyidealizowane przesłanki i kompletne banialuki. I wiedzmy też, że nawet w aktualnych podręcznikach do nauczania historii te bajeczki są z całą powagą urzędu MEN, wykładane. Jest to zapewne efekt naszej polskiej megalomanii i zaślepienia, o której już wspominałem przy okazji innych wpisów, na przykład o Królu Bolesławie Szczodrym, zwanym Śmiałym i jego antagoniście biskupie Stanisławie. Bo właśnie tak, jak w przypadku opisywanego już przeze mnie zdrajcy Polski, św. Stanisława ze Szczepanowa, trawi nas niestety, kościelny wirus amnezji historycznej. Bowiem nikomu się nie chce poczytać, pomyśleć i stwierdzić, że jest a raczej było jednak trochę inaczej. No i trzeba przyznać, że niektórym jest z tą półprawdą bardzo wygodnie i ... całkiem opłacalnie. A ciemny Polski lud jak zwykle, to kupił... i już.
Franciszek Kondratowicz - Zwycięstwo Jasnej Góry 1655 
Na przestrzeni stu kilkudziesięciu ostatnich lat, liczni historycy, a potem, w ślad za nimi niektórzy politycy, ciągle popełniali i dalej popełniają, liczne błędy i przeinaczenia, że jakoby wielka armia szwedzka stała z dużą artylerią pod Częstochową w celu zdobycia tego bastionu polskości! Wielu tych znawców historii powołuje się najczęściej właśnie na Henia Sienkiewicza i jego "Potop". Natomiast, wypadałoby przynajmniej pamiętać, że podczas pisania tej powieści nasz noblista korzystał ze słynnego propagandowego dziełka pt. "Nowa Gigantomachia", autorstwa, a jakżeby inaczej, duchownego, ... przeora Kordeckiego, w której autor, a po nim właśnie ci "liczni historycy", przedstawiali obronę Jasnej Góry jako cudowny przełom w wojnie i miejsce licznych tytanicznych i bohaterskich dokonań niezwyciężonych obrońców "Czarnej madonny". 
Czyli, mieliśmy do czynienia z kolejną, kościelną auto-recenzją i korektą historii! No cóż, a "Potop"? Trzeba przyznać, że książkę czyta się fajnie i zawarta w niej historia wyjątkowo łechce nasze patriotyczne podniebienie, ale czy tak jednak musi być? Czy uwolnienie prawdy umniejszy nasze ego? I niestety tak jest do dnia dzisiejszego. Liczne naukowe i polityczne kręgi katolickie w Polsce, z uporem maniaka, dalej skutecznie fałszują prawdę o tamtej rzekomej cudownej obronie i wojnie Polsko-Szwedzkiej. Na przykład, z pracy Czesława Ryszki pt. "Przeor Kordecki" można nabrać przekonania, że była to przede wszystkim walka z niewiernymi (czytaj z kalwinami). Czyli, dobrych Polaków ze złymi najeźdźcami szwedzkimi. A pamiętacie, że jeszcze nie tak dawno, bo chyba w lipcu, pewien zakonnik, podjudzał tłumy wiernych i przepędzał niemiłych jego poglądom politycznym, dziennikarzy TVN-u spod murów klasztornych Jasnej Góry, powołując się na wyssane z palca mistrza Sienkiewicza historie. A prawda o tym wydarzeniu zapewne jest, jak zwykle, gdzieś po środku! Spróbujmy zatem ją choć trochę przybliżyć. 
Jedną z głównych przyczyn zaatakowania klasztoru jasnogórskiego były najprawdopodobniej skarby, jakie spodziewali się znaleźć najeźdźcy. W końcu grabili naszą Polskę niemiłosiernie już od ponad pół roku i wiedzieli, że okoliczna szlachta i co bogatsi kupcy deponowali swoje talary w skarbcu klasztornym, pewnie za minimalną prowizję, tak jak w PKO BP. Faktem jest również to, że twierdza jasnogórska nie była przeznaczona do obrony przed regularnym oblężeniem z użyciem armat. Była jedynie dobrym punktem oporu przed zaskoczeniem przede wszystkim kawaleryjskim, bo niestety, płytka przestrzeń obronna czyniła twierdzę jasnogórską bardzo wrażliwą na ostrzał artylerii. Czyli pokusa zaatakowania jej, stosunkowo niewielkimi siłami, wydawała się oczywista. 
Załoga Jasnej Góry liczyła około 160 piechoty wybranieckiej, 70 zakonników oraz 20 szlachty. Główny antagonista i napastnik, niejaki generał Muller, szwedzki komedant wojskowy Wielkopolski, przybył pod klasztor raptem z 1100 ludźmi i 8 działami. Pod sam koniec oblężenia siły gen. Mullera wynosiły już około 1600 rajtarów i dragonów, 900-1000 piechoty (w tym 450 piechurów z regimentu gwardii Jana Kazimierza, który został zmuszony do przejścia na stronę szwedzką) oraz 600-700 jazdy polskiej (chorągwie Zbrożka, Kalińskiego, Kuklińskiego, Gołyńskiego, Wiśniowieckiego i Morzkowskiego). Niektóre źródła historyczne podają, że podobno wśród oblegających klasztor Polaków był też Jan Sobieski - przyszły polski król! Czyli w szturmie na klasztor jasnogórski brało udział łącznie prawie 1200 Polaków, czyli znacząca część wojsk oblężniczych! Oj niezły numer wykręciła nam historia. Dla uzupełnienia dodam jeszcze, że te 8 posiadanych dział to 3-4 funtówki, które nic murom twierdzy nie mogły zrobić, podobno od ich ognia zginął tylko jeden obrońca. Dopiero 10 grudnia przybyło z Krakowa 6 dział oblężniczych, w tym 2 półkartauny. Blokada twierdzy trwała circa 40 dni ale tylko przez 10-12 dni trwały walki, resztę spędzono na rozmowach, obiadkach i pertraktacjach.
Straty po stronie obrońców to:
- 3 zabite konie;
- 1 rozbite koło od armaty;
- 16 wybitych szyb;
- 1 zabity żołnierz;
- 3 zabitych cywili;
Straty po stronie szwedzkiej były trochę wieksze, ale i tak nie przekroczyły kilkunastu osób. Oblężenie zostało zwinięte 27 grudnia, m.in. ze względu na obawy króla szwedzkiego i jego doradców, czy atak na największą polską świętość był aby rzeczywiście słusznym zamierzeniem i mógł spotęgować anty-szwedzkie wystąpienia społeczeństwa polskiego. I takie to było bohaterstwo! Polacy oblegali Polaków! Bo u Sienkiewicza to był tylko jeden zły Polak, Kuklinowski! Ciekawy jest również jeszcze jeden istotny fakt polityczny i bynajmniej Sienkiewicz o tym w "Potopie" nie pisze, że Ks. Kordecki poddał się królowi szwedzkiemu Karolowi, ale nie wpuścił do klasztoru Szwedów, bo pragmatycznie zakładał, że Ci ograbiliby klasztor, a być może nawet go spalili. 
A i tło tych wydarzeń również było specyficzne. Jesienią 1655r., podczas trwania "potopu szwedzkiego" kto żyw rezygnował z oporu, i nawet pobożna podkrakowska szlachta gnała w te pędy do Krakowa by tłumnie kupować tzw. "Salva gardię" czyli najnormalniejszą w świecie "lojalkę" albo według ostatnio-wojennych terminów "kenkartę", po ... jednym talarze. Taką samą "Salva gardię" otrzymał/kupił sobie nawet sam Polski Kościół, o czym z oczywistych względów niezbyt chętnie rozpowiada bo na przełomie października i listopada, w zamian za uznanie władzy króla Karola X Gustawa, Polski Kościół miał być wolny od wszelkich kontrybucji. I co ciekawe jeszcze, pewien list od Ks.Kordeckiego do gen. Muellera, który przytoczony był w "Nowej Gigantomachii" przedstawiony został w wersji ... lekko okrojonej (tzn. nie ma w nim, przypadkowo?, a może muchy w tym miejscu naptały?, ustępu o uznaniu władzy Karola Gustawa). Tylko same bohaterstwo! 
Z kolei, część historyków z Herbstem na czele uważa iż Jasna Góra stała się symbolem już w trakcie blokady. Reasumując, przytoczę jeszcze jedną opinię, innego historyka, Adama Kerstena, który stwierdził, że propagandowe znaczenie oblężenia powstało dopiero w trzy lata po oblężeniu, tj. w 1658r. czyli już po opublikowaniu dziełka pt. "Nowa Gigantomachia" autorstwa ks. Kordeckiego. A ponieważ agitacja religijna była od samego początku ważnym elementem strategii walki z heretyckim najeźdźcem i kalwinami, nasze chłopstwo, stanowiące przecież prawie 80% ówczesnej ludności miało bardzo niską świadomość narodową, toteż grzechem i głupotą byłoby nie wykorzystanie tego, do czego chłop najsilniej był przywiązany - czyli do wiary. I to chyba jest najbliższe prawdy.
No i na zakończenie, jeszcze jeden wątek, dość luźno związany z klasztorem, bo chodzi mi o kolejne "potopowe" łgarstwo Sienkiewicza m.in. w sprawie hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła, przedstawionego w książce jako okrutnego zdrajcę. Osobiście mam nieodparte wrażenie, że głównym powodem tej niechęci do niego było przede wszystkim jego wyznanie ewangelicko-reformowane, bo Janusz Radziwiłł pochodził z kiejdańsko-tykocińskej linii Radziwiłłów i był głównym protektorem kalwinizmu na Litwie! A jak co niektórym wiadomo, w Polsce religią panującą zaczął być katolicyzm, i to w jego najbardziej wrednej, prawie takiej jak dziś, fundamentalnej postaci. Więc należy się jednak niestety dziwić mistrzowi Sienkiewiczowi, że przedstawił tę postać tak jednostronnie. 
A chyba można było to zrobić znacznie ciekawiej i bliżej prawdy. Zapewne mało kto wie, że tuż po najeździe Rosji na Rzeczpospolitą w 1654 roku, książę Janusz Radziwiłł praktycznie sam bezskutecznie próbował powstrzymać przeważające siły moskiewskie nacierające od wschodu. 70 tysięcy rosyjskich żołnierzy (szwedzkie wojsko podczas "potopu" liczyło 30 tys. żołnierzy), wspieranych przez niemiecki korpus oficerski, przekroczyło granicę Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wojewoda wileński Janusz Radziwiłł zawiadomił króla, że natychmiast potrzebuje gotówki - niektóre miejscowe oddziały nie były opłacane od 16 lat! Tymczasem rosyjska armia już przekroczyła Dniepr. Pierwszy padł Połock, następnie Mścisław, Siebież, Dorohobuż i Krzyczew. No a gdzie był wtedy Król Polski i jego armia? Przecież wschód Rzeczypospolitej płonął. 
Jan Kazimierz niestety kontynuował dziwną grę - zamiast oddać dwie buławy hetmańskie, czyli dowództwo w ręce Janusza i Jego stryjecznego brata Bogusława - hetmanem polnym litewskim, czyli zastępcą wodza, mianował królewskiego lizusa Wincentego Gosiewskiego. Dlatego więc Radziwiłowie przestali się oglądać na Warszawę i wzięli obronę Litwy we własne ręce. I to był właśnie ten moment, kiedy Szwedzi postanowili uderzyć na osłabione wojną z Rosją państwo polskie. No i cóż było dalej? Za namową Prymasa i polskiej szlachty, Król poczekał aż osłabnie jego wielki kalwiński opozycjonista. Bo Janusz Radziwiłł na czele wszystkiego co miał - 4.000 wojska, odniósł co prawda zwycięstwo nad częścią armii rosyjskiej w bitwie pod Szkłowem ale został później rozbity pod Szepielewiczami. Właśnie dlatego, obwiniając Jana Kazimierza o nieprzygotowanie Rzeczypospolitej do obrony, jedyny ratunek dla Litwy, a władał On większością jej obszaru, widział w zerwaniu unii z Polską i stworzeniu oddzielnego księstwa, rządzonego przez Radziwiłłów pod protekcją Szwecji. Dlatego także podpisał pakt wiążący Wielkie Księstwo Litewskie ze Szwecją, za co król Szwedzki zobowiązywał się odzyskać dla Litwy ziemie stracone przez nią w wojnie z Rosją. Trzeba też dodać, że pozostałe rody litewskie (w tym także katoliccy Radziwiłłowie z linii na Ołynce i Nieświeżu), pod wpływem kościoła oraz z obawy o dominację wielkiego hetmana Janusza, również wystąpili wraz z dużą częścią wojsk litewskich ...przeciwko niemu! Janusz Radziwiłł został niestety "kozłem ofiarnym", uznanym za głównego zdrajcę - podczas gdy tacy prawdziwi zdrajcy jak wojewoda poznański Krzysztof Opaliński - odpowiedzialny za kapitulację pod Ujściem, czy biskup Tyszkiewicz (tchórzliwie poddał Wilno Rosjanom), zostali zapomniani. 
Reasumując, w Polsce w tym czasie trwała najprawdziwsza wojna religijna!!! Kosztem bytu państwowego i niepodległości kraju nie liczono się ze stratami, losem poddanych. Kościół Rzymsko-katolicki w Polsce, walczył o utrzymanie majątku i wpływów na władzę!!! I dlaczego Sienkiewicz o tym milczał? Bo mogę zrozumieć, że przemilczał problem wojny z Moskwą, ponieważ kiedy pisał "Potop", byliśmy przecież pod zaborem rosyjskim i książki by wtedy nie mógł wydać. ... Psia krew. ... Jak trudno być Polakiem!!! Ciekawy jest też fakt, że już po wojnie, w 1668 roku, Sejm wprowadził nawet karę śmierci za odstępstwo od katolicyzmu. Ale to były czasy!!! Niektórzy pewnie chcieliby, żeby znowu do tego doszło... 
Leszek Piasecki - "Poselstwo szwedzkie" 1955
Na zakończenie.
Z wojskowego punktu widzenia klasztor nie miał wielkiej wartosci. Natomiast biorąc pod uwagę polityczne skutki oblężenia, można mówić o prawdziwej katastrofie Szwedów. Prawdopodobnie uznano by całe wydarzenie za epizod, nieważny i zapomniany, odnotowany w postaci niewielkiego przypisu w jakimś historycznym dziele, gdyby nie otoczenie Jana Kazimierza, a zwłaszcza bystra i widząca szersze skutki tego zdarzenia królowa. Natychmiast uruchomiono machinę propagandową, aby wykorzystać to co się stało do maksimum. To, że niepokonani dotąd Szwedzi zostali po raz pierwszy "powstrzymani", przyczyniło się do poprawy nastrojów wśród istniejących i potencjalnych nieprzyjaciół najeźdźców szwedzkich. Ważniesze było jednak to, że tego typu zdarzenia dały wrogom Karola Gustawa w Polsce oręż w postaci twierdzeń, iż prowadzi on w Polsce wojnę religijną, co nie było prawdą, a co wkrótce prawdą się stało. I jeszcze jedno sprostowanie pokutującego w Polsce popularnego zwrotu/przysłowia. To nie była obrona Częstochowy, Częstochowa nie był oblegana przez Szwedów bo rajcy miasta uznali zwierzchność Karola Gustawa! 

Komentarze

  1. " Pewien sławny angielski historyk piszący o Polsce, stwierdził również między innymi o sobie. : "Każdy historyk jest kłamarzem". Reasumując Nikt nie zna prawdy do końca , również i my. Ale twardą tendencyjność wyczuwa się łatwo, i wtedy trudno tej osobie uwierzyć. "Mój przeciwnik nie może mieć racji""

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd to antypolskie nastawienie? Wyczuwam w tonie mega stronniczość.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja typowy prokościelny megatrolling. „Nie znam dobrze historii, nie znam innych źródeł ale mam zawsze rację...” Fakt, nadmiar wiedzy może szkodzić... i to dosłownie. Lepiej cytować cudze „bąki” aniżeli podjąć rzeczową polemikę...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty