Co na paletach? - ale jazda, tyle obrazów...

Dzisiaj było jak w ulu. I tłumnie, i gwarnie. Malowało się świetnie. Kawały leciały, aż ze śmiechu co niektórym sadełko się trzęsło. Atmosfera wewnątrz, marzenie. Na zewnątrz, do luftu. Bo padało. Ciśnienie co niektórym spadło, chyba aż do kostek! Na ratunek była kawa i ... kawały. Efekt dnia był całkiem imponujący. Popatrzmy sobie na pracownię i pszczółeczki przy sztalugach.



A teraz dwa łyki, krytyki. Wioleta Nieroda była jak zawsze, gadatliwa, bardzo skupiona i niezwykle twórcza. Ale obrazy miała naprawdę piękne. Bardzo nastrojowe, utrzymane w klimatach angielskich, jak sama mówi.

Z kolei Danusia Krzyśków podjęła się sportretowania ukochanej wnusi. No, no. Chyba powstanie naprawdę udane dzieło, bo modelka prześliczna a jej wizerunek jest już naprawdę udany. Ma kobieta talent, że ho, ho. Jak ona świetnie czuje kolory! Natomiast martwa natura na motywie kwiatów Renoira, już jest prawie ukończona. Efekt fantastyczny! Popatrzcie sami.

Kolejna dama muzy malarskiej, Marysia de Weyher, od dziś będzie nosiła przydomek El Greco, albowiem stwierdzono, że posługuje się podobnymi jak wielki hiszpan technikami i sztuczkami. Jej obrazy charakteryzuje podobna jak u dawnego mistrza, maniera kładzenia światłocieni i bieli. Te obrazy lśnią, dziwną poświatą! Malarka zakończyła okres malowania brązami, a rozpoczęła błękitami.

Natomiast nasza nowa koleżanka malarka z importu, bo z samego Chicago, Helenka Boniecka, ciągle eksperymentuje i rzeczywiście wykazuje wielkie serce do sztuki pędzlowania. To miłe jak widzi się jej niesamowitą radość z tworzenia. A wydajność ma rzeczywiście nie małą. Chyba będą z niej ludzie. I fajnie.


Wreszcie zaprezentuję najnowszy nabytek w naszej sekcji malarskiej, koleżankę Stenię z Choszczna. Przepraszam ją bardzo, za ten przydomek, odpowiedni raczej do czasów średniowiecznych, ale na zabój zapomniałem zapytać się jej o nazwisko. Chyba muszę rozpocząć odchudzanie! Stenia zajmowała się rysowaniem. Temat podjęła bardzo trudny, bo portret! Trzymam kciuki za jej dalsze kroki w krainie malarstwa.

Uwaga na Jasię Wołoszańską. Talent co się patrzy. Jej pejzaż ze strumieniem jest naprawdę imponujący. Oby tylko nie przegięła w poprawkach, poprawek. Bo już zrobiła świetną pracę.
Nasza wunderwaffe, Krysia Krawczyk pokazała wszystkim co to znaczy szybkie malarstwo! Przyszła ostatnia i chyba pierwsza ukończyła obraz. A trzeba przyznać, że temat podjęła ... niełatwy przecież. Apetyczna laska ze zmysłowymi ustami. Tak. To jest to, co misie lubią najbardziej. Sam miodzik. Hmmm... Można tylko pomarzyć...

A na koniec pani szefowa, Stasia Gugałka i jej ukochana architektura. Ma ona rzeczywiście do tego zapał i talent. Temat bardzo romantyczny, chyba włoski. Stasia ma chyba jakiś sklep z obrazami, bo robi tych obrazków ... jak na zamówienie.

A na koniec, końca wyróżnię jeszcze naszą najcichszą - inaczej, przeuroczą Marysię. Ten wulkan energii jest najbardziej niezbędnym elementem naszej sekcji malarskiej. Cieszę się, że mam przyjemność wykonywać swoje hobby w jej towarzystwie. 
Ach. Z tego wszystkiego, zapomniałem cokolwiek napisać o nas, mężczyznach. Jedyne rodzynki w tym zacnym towarzystwie dam, czyli Tadeusz i ja, nie zostali uwiecznieni na fotografiach. I tylko z dziennikarskiego obowiązku zaznaczam więc naszą obecność. Może innym razem będzie lepiej. Pozdrawiam. Do następnego piątku.

Komentarze

Popularne posty