Rozważania na temat malarstwa: Akt - część 2

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

LUBIĘ, KIEDY KOBIETA...

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.


W tej części, powymądrzam się dalej o akcie, opierając się na informacjach pochodzących m.in. z Wikipedii. Choć akt malarski jest dzieckiem renesansu, trzeba nadmienić, że starożytne freski z Pompejów albo malowidła kreteńskie, także często przedstawiały nagich ludzi. Malarstwo antyczne jest jednak zwykle pomijane w historii aktu, jako że pozostawało ono przez długi czas nieznane i jego wpływ na rozwój tendencji artystycznych był właściwie żaden, a z racji genialnego rzeźbiarstwa tego okresu pomija się zwykle malarstwo milczeniem.
W średniowieczu natomiast, malarstwo było natomiast w całości religijne, a chrześcijanie, w przeciwieństwie do Greków, wstydzili się nagości i uważali ją za coś niestosownego. Stąd też przez setki lat Jezus, Matka Boska i wszyscy święci byli starannie ubierani. Zgodnie z dość ascetycznymi ciągotami średniowiecza, umiłowanie dla nagiego ciała ludzkiego nie miało szans na przebicie się przez skorupę "jedynie słusznego kierunku". Istnieją jednak przekazy, że niektórzy słynni malarze późnego średniowiecza zajmowali się w wolnych chwilach tworzeniem dość frywolnych dzieł, zwykle na zamówienie bogatych mieszczan. Przypisywane jest to najczęściej twórcom z przełomu średniowiecza i renesansu, np. samemu wielkiemu Giotto di Bondone. Bez względu na autentyczność tych anegdot, można z dużą pewnością twierdzić, że sztuka aktu była również kultywowana w średniowieczu, był to jednak akt nieprofesjonalny i podobnie jak odnalezione obrazy z Pompejów, z powodu swojego przeznaczenia - tj. ozdabiania domów bogatych mieszczan - prawdopodobnie dość wulgarny. O tym być może w następnej części.
Prawdziwy akt jest więc związany z renesansem. Jak wiadomo, ludzkie ciało było w tym okresie darzone wielką miłością i stopniowo zsuwał się z niego płaszczyk wstydu. Za pierwszy akt w historii europejskiego malarstwa uznaje się często "Adama i Ewę" z Ołtarza Gandawskiego, Jana van Eycka z 1432 roku, choć można oczywiście kłócić się nad zakresem pojęcia "akt". Tak czy inaczej tytułowa para jest zupełnie naga, choć oboje okrywają skromnie swoje łona dłońmi, a Adam nawet szmatką. Istotny jest tu fakt, że ciało jest głównym i jedynym tematem tego obrazu, w przeciwieństwie do innych częstych w tym okresie przedstawień rajskiej pary, akcentujących to postać węża, to Boga, to zaś sam fakt wygnania z Edenu. Jako ciekawostkę, można przytoczyć też fakt, że Jan van Eyck, jako jeden z pierwszych malarzy europejskich XV wieku zaczął stosować technikę olejną w swoich obrazach - nie mieszając jednak farb na palecie lecz przez nakładanie laserunków. Jednak do rzeczy. Właśnie podkreślenie ciała jako najważniejszego tematu obrazu jest wyznacznikiem "prawdziwego" aktu a XV i XVI wiek przyniosły szybki wysyp takich płócien. Albrecht Durer namalował w 1507 roku interesującą wersję portretu Adama i Ewy, na którym listki figowe są kuriozalnie małe, a miny Bożych dzieci wcale nie wskazują na ich zawstydzenie. Dużo wcześniej jednak malarze posługiwali się grecką mitologią, której tradycyjne oblicze mogło być nagie bez prowokowania władz Kościoła. "Narodziny Wenus" Sandro Botticellego z 1484 roku są już dość śmiałym obrazem, choć wciąż jest to Wenus pudica, czyli "Wenus skromna".
Rafael w 1503 roku już bez żadnego skrępowania ukazywał światu "Trzy Gracje", wszystkie nagie; tylko jedna, chyba przez grzeczność, jest osłonięta przezroczystą przepaską biodrową. Kolejną barierę przełamał Giorgione w 1508 roku, malując słynną "Śpiącą Wenus". Dłoń bogini położona na łonie jest już od prawie pięciuset lat niezmiennie oskarżana o dość nieprzyzwoite ułożenie palców. Nie ulega wątpliwości, że Giorgione pozwolił sobie na niewielką prowokację. Później pozycję Wenus powtórzy Tycjan w swojej "Wenus z Urbino" (1538) i nawiąże do niej Edouard Manet "Olimpią", no ale to już przecież połowa XIX wieku... Manet tym obrazem przeciwstawił się hipokryzji swojej epoki. Bardzo odważnie namalowany akt młodej prostytutki, zaszokował artystyczny świat Paryża. Spojrzenie kobiety jest wyzywające – patrzy ona w stronę klienta, ignorując kwiaty przyniesione przez służącą. To jej nagie ciało w kolorze różowo-złotym przyciąga wzrok widza. Takim podejściem do aktu artysta łamie dotychczasowe kanony – akt istniał w sztuce od wieków, ale musiał być czymś usprawiedliwiony – były to boginie w określonej scenerii, ciało stanowiło symbol lub alegorię. W tym obrazie nie ma miejsca na narrację – oto jeden z pierwszych aktów w czystej postaci. A co po renesansie ? Określenie "po renesansie" może się wydawać okrutnym uproszczeniem, ale jak historia nokturnu dzieli się na okres przed impresjonizmem i po nim, tak i historię aktu można również chyba zdychotomizować. Renesans wprowadził akt na salony, a wszelkie eksperymenty po odrodzeniu siłą rzeczy nie były tak rewolucyjne, jak te z XV wieku.
Barok i rokoko sprowadziły akt do jego ówczesnych instrumentalnych granic, wyżymając z niego całą zmysłowość i wprowadzając standard grupki nagich, rozchichotanych najad czy boginek, których bezwstydność nikogo nie dziwiła.
Nie można omówić historii aktu bez wspomnienia "Mai nagiej" i "Mai ubranej" Goi. Ta para identycznej wielkości obrazów, przedstawiająca tę sąmą, identycznie upozowaną kobietę - na jednym obrazie nagą, na drugim ubraną - wisiała przez pewien czas w domu Manuela Godoya, księcia Alkudii. Jak głosi legenda, finezyjny mechanizm na ścianie ukrywał nagą Maję przed wzrokiem niepowołanych, podczas gdy ścianę ozdabiała jej przyzwoitsza bliźniaczka. Dopiero w gronie przyjaciół książę Manuel pociągał za dźwignię, "rozbierając" Maję ku uciesze zgromadzonych. Ciekawy jest również fakt, który przytacza Waldemar Łysiak w swoim imponującym "Malarstwie Białego Człowieka", że w ówczesnej Hiszpanii "majas" to były kobiety wyzwolone, swobodnie się prowadzące a samo słowo "maja" oznaczało: piękność lub poprostu fajną dziewczynę. Nie, nie były to bynajmniej prostytutki choć najczęściej plebejki (ale i damy uwielbiały strugać maję) - były to raczej kobiety wolnego ducha (czytaj: ciała). Więc pędzel Goi sportretował nie, jak to przez ponad wiek ględzili Jego biografowie, księżną Albę (w tej pani Goya się beznadziejnie kochał), lecz chwilową kochankę ówczesnego ministra Godoya - niejaką pannę Pepitę Tudo. Doprawdy, bardzo prozaiczne... Trzeba jeszcze w tym miejscu zwrócić uwagę, że w XIX wieku występowały również liczne tendencje klasycyzujące, np. akademizm a także w pewnym zakresie wpływ wywierała imponująca twórczość Jeana Ingres'a. Łączyły one surowość renesansu z pewną dozą postępu i dziewiętnastowiecznej swobody. Akt akademicki, bez wątpienia doskonały technicznie, nie wykraczał jednak poza renesans z nutką manieryzmu. Przykładem mogą być "Narodziny Wenus" Alexandre Cabanela, na których posągowe ciało bogini jest otoczone wianuszkiem wdzięcznych amorków. Jean-Auguste-Dominique Ingres był natomiast malarzem wszechstronnym, który jednak zasłynął jako twórca klasycyzujących i subtelnych aktów kobiecych. Jego "Wielka odaliska" (1814) przedstawia widziane od tyłu, subtelnie rozciągnięte ciało niewolnicy. Tak jak manieryści, Ingres łamie świadomie prawa anatomii, wydłużając plecy kobiece o co najmniej kilka kręgów. Orientalna twarz modelki oraz miękka faktura i staranny koloryt obrazu wyznaczają ideał klasycznego aktu o delikatnych pretensjach intelektualnych. Obraz ten był na tyle ważny i przełomowy, że wywołał w swoim czasie całą masę kontrowersji. Znowu opierając się na dziele Łysiaka dodam, że "Wielką Odaliskę" zamówiła siostra Napoleona, żona króla Neapolu, Joachima Murata - Karolina Bonaparte, dama kochliwa i wredna, zdradzająca politycznie swojego brata Cesarza. Wystawiona w Salonie w 1819 została zmiażdżona przez krytykę. To właśnie wtedy zarzucono bohaterce aktu, że ma trzy kręgi za dużo. Recenzenci dość zgodnie wypomnieli jej brak właściwie wszystkiego: czaru, mięśni, kości czy zbyt długą prawą rękę. Dopiero pod koniec XIX wieku zdobyła uznanie i opinię, że stanowiła zabawę zmysłowo-ornamentacyjną i zapładniała awangardzistów od Matisse'a do Picassa. Po późnym renesansie właśnie malarstwo Ingres'a jest esencją stonowanego aktu. O Courbecie i Freudzie pisałem już w poprzedniej części. Dla porządku dodam jeszcze coś o abstrakcyjnym ekspresjonizmie, który wprowadził jeszcze element radykalnego zniekształcenia postaci ludzkiej, jak np. w "aktach" Willema de Kooninga. Cudzysłów jest tu niezbędny, ponieważ silny element abstrakcji na obrazach każe się zastanawiać, czy mamy tu do czynienia z "przedstawieniem nagiego ciała ludzkiego". "Kobieta" de Kooninga z 1950 roku jest z trudem dostrzegalna pod warstwą ekspresjonistycznych smug farby, choć po bliższej analizie okazuje się faktycznie naga. Ze względów estetycznych nie przedstawię jej reprodukcji. Nie lubię takiego malarstwa.
A co z mężczyznami?
Mężczyźni jako temat aktu byli przez lata właściwie pomijani. Jedynymi konsekwentnie obnażanymi mężczyznami byli Adam i Dawid. Ten pierwszy występuje w pełnej nagości np. u Michała Anioła na freskach w Kaplicy Sykstyńskiej (1508, potem 1534). Dawid zaś był chętnie rzeźbiony, nie tylko przez wspomnianego przed chwilą Michelangelo, ale również np. przez barokowego rzeźbiarza Berniniego.
Malowania nagich mężczyzn unikano przez długie lata; zdarzało się to co najwyżej w wizjach Apokalipsy, jak u Boscha. Nagich mężczyzn można dostrzec na "Tratwie Meduzy" Théodore Géricault, a później już w buntowniczych płótnach modernistów.
Reasumując. Akt, jak każdy temat w historii sztuki, ewoluował. Od odrzucenia (średniowiecze), przez akceptację i gloryfikację (renesans), aż po rutynę. Skończyło się na wypaczeniu - jak zresztą z każdym tematem w historii sztuki. I to by było na razie, na tyle. W następnej części przedstawię trochę ciekawostek o akcie w malarstwie polskim, bo mamy się naprawdę czym pochwalić. Przedstawię także trochę sztuczek jakie stosowali malarze ... z aktami.

Komentarze

Popularne posty