Co na paletach ?

No i tydzień znowu zleciał... Mając to na uwadze, oraz fakt, że stajemy się ... w miarę upływu czasu coraz bardziej ... niedoskonali, dorzucę trochę nowych wieści z naszych palet oraz nieskończonych sfer umysłów opanowanych przez muzę sztuki. No właśnie, a tak na marginesie; to jakiej muzy należałoby doszukać się w malarstwie ? Czy ktoś to wie ? Jak wiadomo, samo pojęcie muza znaczy - bogini; początkowo była ona jedna i występowała jako opiekunka - muza pamięci; później zrobiły się trzy muzy: od (śpiewu i poezji), (nauki, pracy) i (pamięci, wspomnień). Ale Homerowi było za mało i wykombinował aż dziewięć muz, które opisał jako córki Zeusa i Mnemosyne. Ośrodkiem kultu muz był Parnas i Helikon w Beocji (muzy helikońskie). A były nimi m.in. Kaliope - muza poezji epickiej oraz filozofii i retoryki, przedstawiano ją z tabliczką i rylcem. Klio - muza historii, przedstawiano ją ze zwojem papirusu. Erato – muza poezji miłosnej, przedstawiano ją z kitarą (nie mylić z gitarą). Euterpe – jako szefowa poezji lirycznej, gry na flecie, przedstawiano ją z aulosem czyli zmyślnymi piszczałkami. Melpomene – muza tragedii i śpiewu, przedstawiano ją z maską tragiczną; szczycą się ją aktorzy teatralni. Polihymnia – muza poezji chóralnej i pantomimy, którą przedstawiano jako zawsze głęboko zamyśloną ale bez atrybutu. Talia - nie mylić z Renaultem - muza komedii i przedstawiano ją z maską komiczną. Terpsychora – czyli muza tańca, przedstawiano ją z lirą i plektronem czyli zwyczajną kostką do gry na gitarze i wreszcie Urania – muza astronomii i geometrii, przedstawiano ją z cyrklem i kulą ziemską. I za diabła nie ma tutaj muzy od malowania. W XX wieku, przez analogię do muz greckich, zaczęto mówić, że jest jeszcze dziesiąta muza - to jest muza filmu i kina (w starożytności, chociaż nie mieli TV, miano to przypisywano Safonie, największej, lirycznej poetce greckiej). Urodziła się ona na wyspie Lesbos a od tego właśnie miejsca, czyli wyspy Lesbos pochodzi określenie lesbijka, czyli kobieta orientacji homoseksualnej. Mnie to akurat nie przeszkadza i mógłbym przyjąć Safonę jako muzę artystów od pędzla. Co prawda, pewien malarz francuski Édouard Henri Avril namalował jej piękny obraz, którego treść nawiązuje do ... nazwy wyspy, lecz nie mam śmiałości jego na blogu zaprezentować. Dołączę więc jedynie odnośnik do tego obrazu. Kto chce niech popatrzy !!! Ale uwaga, dozwolone od lat 18-tu +
A co na froncie ? Tradycyjnie, na początek przedstawiam niesamowitą Marysię Donart. Już nas to nie dziwi, że przyszła z nowo rozpoczętym płótnem pejzażu z ... chyba ... mostkiem w parku. Danusia jest osobą niezwykle nieśmiałą i bardzo wstydzi się pokazywać swoje prace. Ale zapewniam wszystkich, że naprawdę ma się czy pochwalić. Jej obrazy charakteryzuje swoisty, ciepły klimat, bardzo miękkie pociągnięcia pędzla. Wydaje mi się, że posiada ona swoją, charakterystyczną manierę malarską rozpoznawalną już u osób z pewnym doświadczeniem malarskim. Taką manierę można też zauważyć u Krysi Krawczyk, która ma dzisiaj wernisaż w DKK, więc wczoraj na warsztatach jej nie było, gdyż brała udział w przygotowaniach. Kolejna malarka, Stasia Gugałka prezentuje za to coraz bardziej dojrzałe malarstwo. Jej architektura jest bardzo malownicza i nastrojowa. Ale trzeba również dodać, że posiada jeszcze dodatkowy talent artystyczny, a mianowicie wykonuje świetne karty okolicznościowe. Przyniosła właśnie kartkę wielkanocną z jajkiem Faberge. Coś wspaniałego. Sami popatrzcie na zdjęciu powyżej. Natomiast przesympatyczna koleżanka Janina Wołoszańska kontynuowała swój bajeczny pejzaż. Przemalowała elewację domku i zabrała się za drzewa i krzaki. Ciekawe jaki będzie efekt końcowy ? A czeka ją jeszcze duuużo pracy. Za to Danusia Krzyśków i jej piękny pejzaż na podstawie obrazu Rapackiego, nabiera "rumieńców". Brzozy pokryły się liśćmi, na horyzoncie pojawiła się mgłą. Temat trudny, ale jaki nastrojowy. Chyba i ja się kiedyś z nim spróbuję zmierzyć. Trzymamy kciuki Danusiu. Nasza świetna artystka-malarka fotografik Wioleta Nieroda kontynuowała dalej oryginalną martwą naturę. Trzeba przyznać, że nietypowa perspektywa na obrazie jest ciekawa i niełatwa do namalowania. Jabłuszka wyszły jej jak naturalne. Ale, chyba niedługo zobaczymy u niej nowy temat malarski, bo jej "naturmort" jest już prawie ukończony. Nawiedziła nas również koleżanka Irena Rakowska. Niestety rzadko może do nas przychodzić. Przyniosła za to ładny kościółek, w klimacie jakby pochodził gdzieś z Bieszczad. Ale chyba doniosę na nią do komisji antydopingowej księcia Alexandra de Merode, bo nasz mistrz Tadeusz robił za EPO i domalowywał na jej obrazie partie nieba. Dowód dopingu powyżej ! Trzeba jeszcze dodać, że jak zwykle dopisał swoją obecnością kolega Czesław Szyszka. U niego widać już wiosnę. Maluje teraz przepiękny pejzaż w klimacie bezśniegowym. Jego precyzja malowania jak zwykle wręcz hipnotyzuje. Zazdroszczę jemu tak wprawnej ręki. Sami popatrzcie. Dla porządku, dodam jeszcze, że przybył na wczorajsze spotkanie nasz lider sekcji, kolega Józef Wollek. Co prawda nie malował, ale jego komentarze i uwagi były jak zwykle sympatyczne i wesołe. Raczył nas dowcipami i anegdotami. To naprawdę dobry "duch" naszej grupy. Na zakończenie widok ogólny naszej pracowni z "mróweczkami" przy sztalugach. Fajny widok, prawda ?

Komentarze

Popularne posty