Rozważania na temat malarstwa - Rzeczpospolita Babińska


Jak podaje słynna "Encyklopedja staropolskaZygmunta Glogera, w tomie I-szym, z 1900 roku ..."O dwie mile od Lublina, na trakcie krakowskim, leżała obszerna wieś Babin (w XVI i XVII wieku dziedzictwo Pszonków), od której wzięła nazwę „Rzeczpospolita Babińska“, założona żartobliwie przez towarzystwo wesoło dowcipkującej szlachty. Pierwszymi założycielami tego kółka byli: właściciel Babina Stanisław Pszonka, sędzia lubelski, i Piotr Kaszowski, także sędzia lubelski, dziedzic Wysokiego w Krasnostawskiem, obaj uznawani przez współczesnych w życiu towarzyskiem za „rajskie delicje i marcypan“.
Dzisiaj zatem będzie słów kilka o tym niezwykłym, niemalże kabaretowym zjawisku w średniowiecznej Polsce oraz o mało znanym obrazie na ten właśnie temat, autorstwa i pędzla samego mistrza Jana Matejki.

Jak informował dalej Zygmunt Gloger: "(...) wyjaśniał w 1587 roku, w swoich "Annales" niejaki Stanisław Sarnicki, że "Babińczycy wzorowali się na porządku i urządzeniach Rzeczypospolitej Polskiej. Wybierali dla siebie: senat, biskupów, wojewodów, hetmanów, sekretarzy itd. Jeżeli ktoś mówił o rzeczach podniosłych, niemających związku z jego stanowiskiem, zostawał arcybiskupem babińskim; kto się jąkał, rzucał paradoksami lub prawił rzeczy niewiarogodne, tego mianowano mówcą lub kanclerzem. Chełpiącemu się z męstwa i odwagi przyznawano godność hetmana albo rycerza pasowanego. Kto celował w kłamstwach myśliwskich, zostawał łowczym. Nominacje wydawano albo zaraz na miejscu podczas wesołej zabawy, albo wysyłano później na piśmie, opatrzywszy pieczęcią woskową. Sarnicki zapewnia, że te żarty towarzyskie przyczyniały się wielce do poprawy obyczajów wśród młodszych, wyrabiały dowcip, uczyły skromności, że byli między babińczykami tacy wyborni znawcy życia i obyczajów, iż żaden lekarz nie rozpoznałby lepiej ludzkich skłonności, żaden fizjonomista nie poznałby tak dokładnie natury ludzkiej z twarzy, ruchów i ogólnego wejrzenia, jak ci ojcowie babińscy. Miejsce zebrań nazywano giełdą (gelda), zapożyczywszy tej nazwy od gdańszczan. Babińczycy przechwalali się, że posiadają przywileje królów, cesarza, a nawet papieża, zatwierdzające ich rzeczpospolitą (...)".
A oto obraz "Rzeczpospolita Babińska" namalowany w 1881 roku przez największego polskiego malarza Imć. Jana Matejkę.
Na prezentowanym płótnie widać rozbawione towarzystwo, humor, sielskość połączone z powagą odgrywanych scen. W centrum obrazu stoi sobie dumny jegomość odczytujący jakąś niezwykle poważną ustawę, zamaszyście wznoszący kielich z winem i jednocześnie ... koronowany, pewnie za najlepsza mowę. Na przeciwko niego siedzi stateczny monarcha albo pewnie "kardynał" sądząc po purpurowych szatach, który oklaskuje mówcę. Za nim, ledwo stoją stateczne damy, zanoszące się od śmiechu. Przeurocza scena. Bardzo ciekawie opisywał kiedyś obyczaje babińczyków, na łamach Tygodnika Powszechnego (2007-12-24) nasz znakomity historyk Janusz Tazbir. Według jego opisu "Styl życia szlachty odbił się w tym, że zawarte w konceptach żarty są sprowadzone do kilku zasadniczych tematów. Przede wszystkim do problematyki związanej z polowaniem, stanowiącym ważny motyw naszej literatury pięknej aż do czasów Adama Mickiewicza (spór o Kusego i Sokoła) i Józefa Weyssenhoffa. Te łgarstwa myśliwskie, krążące zresztą po dziś dzień, sprawiły, że np. strzelcem mianowano Stanisława Bobrownickiego, ponieważ jednym wystrzałem ubijał 50 kaczek, najwyższym łowczym Stanisława Snopkowskiego, bo posiadał jastrzębia umiejącego dogonić kulę wystrzeloną z muszkietu, najwyższym łowczym Wacława Zamoyskiego, gdyż opowiadał, że książę Konstanty Wasyl Ostrowski polował na zające przy świecach, itd. (...)".
Albo jeszcze inna jego opowiastka w temacie babinizmu "(...) wśród urzędników Rzeczypospolitej Babińskiej na czoło wybijają się dygnitarze od jedzenia i picia. Pijakom poświęcono sporo dowcipów. Do najprzedniejszych wypada zaliczyć anegdotę o szlachciurze, który przybywszy na sejmik, został tak kompletnie upity przez kandydatów na posłów, że w końcu usnął na ulicy. Wówczas przyplątał się jakiś pies i zaczął go lizać. Szlachcic długo się przed nim opędzał, wreszcie z determinacją wykrzyknął: „Całuj, nie całuj, a ja nie pozwalam" (...)".
Jak dodaje jeszcze pan profesor Tazbir, "W dowcipach występuje dość często świat absurdalny. Babińczycy zanotowali np., że biskup poznański Andrzej Opaliński kazał drewna do komina malować, aby ogień piękniej wyglądał. Jan Michałowski został jubilerem babińskim, ponieważ miał widzieć w Dreźnie oryginalne diamenty: z każdej ich pary rodził się po roku trzeci. Ktoś otrzymał tytuł medyka za to, że ludzi z gorączki leczył wrzucaniem do wody. Józef Nyrski opowiadał, jak zabiwszy komara obił jego skórą bryczkę, a mięsem żywił się przez cały czas oblężenia Zbaraża. Sam właściciel Babina, Adam Pszonka, twierdził, że Archimedes podpalił na morzu okręty przeciwnika dzięki soczewce z lodu, którą położył na słońcu. Jesteśmy więc w klimacie czystego nonsensu, zbliżonego do konceptów dwudziestowiecznych Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego, znanych choćby z ich zbioru „W oparach absurdu”.
Zaprawdę, niezłe poczucie humoru mieli kiedyś nasi przodkowie. Było się z czego pośmiać.
I czasami myślę sobie, że tak popularny w mediach pan Antoni Macierewicz, też chyba ma coś wspólnego z babińczykami, bo nie sądzę, żeby poważny polski polityk, historyk, nauczyciel akademicki, były minister spraw wewnętrznych i wiceminister obrony narodowej, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, poseł na Sejm RP, tak naprawdę wierzył w to, co ostatnio wygaduje. Bo pasuje mi to na czystej wody babinizm...

Komentarze

Popularne posty