Filozofia domowa - PKiN won! czyli czy Warszawiacy mają... cojones?

Przy okazji pracy nad wpisem o powstańcach styczniowych, i podczas dłubania w internetowych archiwach starodruków, w 18-tym numerze przedwojennego Tygodnika Illustrowanego z 1920 roku, natknąłem się  na bardzo ciekawą dyskusję, jaka się wówczas toczyła, w naszej młodej, bo zaledwie dwuletniej ojczyźnie, o losie "Świątyni na Placu Saskim". A skoro architektura to też sztuka, postanowiłem zatem przytoczyć na naszym blogu obszerne fragmenty tego artykułu, albowiem jeszcze nie tak dawno, podobna dyskusja rozgrzewała współczesnych nam Warszawiaków. Czy wyburzyć "Pałac Kultury i Nauki", czyli tzw. "Zemstę Stalina" i wybudować na jego miejscu coś nowego, okazałego, symbolizującego nową, odrodzoną w 1989 roku Polskę, czy też go zostawić, i potraktować jako zabytek? No cóż. Każdy ma prawo do swojego zdania, również i na ten temat. Opinie, jak pamiętam, były jak zwykle wśród obywateli naszego pięknego kraju różne a zdania podzielone. I ja, bynamniej nie odbiegam od tej reguły. Również mam swoje wyrobione zdanie ale przedstawię je dopiero na koniec.
Na początek zaprezentuję jak poradzili sobie z tym problemem nasi przodkowie? Zacytuję więc najistotniejszy fragment artykułu z w/w Tygodnika Ilustrowanego.
"Nie było u nas sprawy, która by tak obszerną wywołała dyskusyę, jak sprawa b. soboru na Placu Saskim.
Burzyć go, czy pozostawić?
Nie pomagały głosy realistów, przypominające, iż odrodzona Rzeczpospolita ma napewno tysiąc ważniejszych zagadnień od tego szczegółu życia publicznego. Dyskusya trwała dalej i trwa w dalszym ciągu, coraz to nowych powołując zwolenników i przeciwników burzenia. Żarliwość tej dyskusyi jest zupełnie zrozumiała. Sobór na Placu Saskim, w stolicy naszej przez Rosye wystawiony, godzi wprost w uczucie polskie. Rząd zaborczy stawiał te świątynię nie dla rzeczywistych potrzeb religijnych, lecz dla dokuczenia ambicyi narodowej Polaków. Stawiał ją dla uzewnętrznienia potęgi swojej państwowej, dla nadania Warszawie piętna oryentalnego. Stawiał ją rozmyślnie tak wysoką i w centrum miasta położoną, by wielkość jej i położenie przytłoczyły polsko-europejski wygląd i charakter miasta. Swiątynia ta powstała ze złego uczucia. To złe uczucie, zaklęte w kamień soboru, wywołuje afekt odwetu w masach i jednostkach polskich.
Dotychczasowa dyskusya na temat b. soboru przyjmuje dwa tylko radykalne sposoby załatwienia kwestyi: 1) zostawić sobór w całości takim, jakim jest dzisiaj. lub 2) zburzyć go do cna, ocalając jedynie mozajki zewnętrzne i wewnętrzne, jako dzieła sztuki. Zwolennicy pierwszego punktu widzenia powołują się na względy oszczędności, rozebranie bowiem tego kolosu kosztowałoby kilkadziesiąt podobno milionów marek; zwolennicy drugiego sposobu załatwienia wysuwają argumenty: godność nasza narodowa i estetyka. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że b. sobór, jako dzieło architektoniczne, jest brzydki, zwłaszcza w górnych swoich częściach i nie tylko nie jest ozdobą miasta, ale wręcz oszpeceniem Warszawy.
Bardzo nieśmiało poruszano natomiast sposób kompromisowy wyjścia z trudności. Sposobem tym byłoby przebudowanie gmachu, takie przebudowanie, któreby usunęło wschodni bizantyjski charakter świątyni, a nadało natomiast wygląd, zgodny z tradycyami naszych pojęć o architekturze kościelnej.
Czy to byłoby możliwe? Rzecznikiem takiego kompromisowego rozwiązania kwestyi jest zaszczytnie znany architekt, p. Stefan Szyller. Czytelnik nasz ma sposobność ujrzeć ponad niniejszymi wierszami dwa rysunki: jeden z nich przedstawia wygląd obecny Placu Saskiego z soborem o dotychczasowych kształtach i z horrendalną dzwonnicą, rysunek drugi pokazuje, jak mogłaby wyglądać ta sama świątynia po odrzuceniu gargantuowych cebul nad sklepieniem kościoła i po odpowiedniem zmodyfikowaniu linii bizantyjskich./.../
/.../ P. Szyller przyznaje, że pod względem artystycznym ten gmach jest niezaprzeczenie w stylu zupełnie obcym naszej architekturze, niezgodnym z tradycyami architektury warszawskiej i polskiej w ogóle; razi on nas swojemi formami, drażni nasze poczucie narodowe. Ale w każdym razie jest to gmach monumentalny, w którym są najrozmaitsze dzieła sztuki o wysokiej wartości artystycznej. Olbrzymie mozajki, zewnętrzne i wewnętrzne, marmury rzeźbione, kolumny, malowidła ścienne są tak ściśle związane z tym gmachem, że jeśliby go rozbierano, to z tego wszystkiego otrzymanoby tylko gruzy bezwartościowe i bezużyteczne, jedynie tylko granitowe bloki i schody nadałyby się do jakiego innego użytku. Mówi się, że sobór tak łatwo zburzyć. Otóż to nie tak łatwo zburzyć taki gmach ogromny i tak monumentalnie zbudowany, który Moskale budowali z największą starannością, używając najdroższych, najlepszych materyałów, łącząc na wyborowy cement i żelazo. Przecież ten gmach jest obecnie jak skała jednolity. Rozbiórka tego gmachu to trudne zadanie. Ażeby jej dokonać, trzeba byłoby zrobić najpierw techniczny projekt samej rozbiórki, skonstruować kolosalne podług niego rusztowania, a rozbiórka trwałaby lata. Zburzenie soboru, według obliczeń zeszłorocznych, kosztowałoby 15 milionów marek, a wartość soboru wynosiła mniej więcej 80 milionów marek, razem więc do 95 milionów. Obecnie te cyfry należałoby podwoić. Przypuszczając, że wartość granitów i płyt marmurowych, otrzymanych z rozbiórki i zdatnych do użytku dalszego, pokrywa część tych 95 milionów, otrzymamy, że 25 tysięcy metrów kubicznych bezużytecznego gruzu kosztować nas miało przed rokiem jakie 50 do 60 milionów, a dziś prawdopodobnie dwa razy tyle./.../"
A jaki w końcu był efekt tej dyskusji. A no taki jak poniżej. Sześć lat później, w kwietniu 1926 roku, Plac Saski, a obecnie Plac Piłsudskiego, wyglądał tak jak na fotografii zamieszczonej w "Światowidzie". Nawet biorąc pod uwagę poprawność ekumeniczną czy posądzenie katolików o prozelityzm, nikt z specjalnie nie protestował. Symbol zniewolenia przez Rosję usunięto i już!
A teraz? W środku stolicy stoi sobie bolszewicki koszmarek, jakich jeszcze pełno w stolicy Federacji Rosyjskiej, w Moskwie. W stylu monumentalno-socrealistycznym. "Dar radziecki", "Dar Stalina", "Zemsta Stalina" a tak naprawdę to symbol dominacji obcego mocarstwa, spełniający identyczną jak opisywany wcześniej sobór rolę! Miał dominować nad miastem i przypominać z każdego miejsca kto tu rządzi!!!
Niedawno, bo w lipcu 2011 roku, jakiś kretyn zaproponował nawet, żeby nadać mu imię Roberta Schumana. To dopiero by było. Chyba biedak, przewróciłby się w grobie. Twórcę Unii Europejskiej zrobić patronem symbolu zniewolenia. Chyba, że przez autora tego pomysłu przemawiał sarkazm.
No cóż. Każdy ma prawo wyrazić swoją opinię lub sprzeciw. Takie są reguły demokracji. Tylko dlaczego zwolennicy pozostawienia tego betonowego koszmaru tak bardzo boją się np. referendum w tej kwestii? Jeśli naród zechce, to to pozostawi, ale dlaczego pozbawia się Nas możliwości podjęcia decyzji - PKiN won! Czy Warszawiacy mają cojones? A czy są jeszcze prawdziwi Warszawiacy? 

Komentarze

  1. Na szczęście ta, jak Ty to nazwałeś "zemsta Stalina" jeszcze stoi. Mam nadzieję, że nie zranię tu niczyich uczuć, ale aż boję się pomyśleć co by mogło tam powstać - kolejna świątynia lub pomnik (wiadomo kogo). Nazwałeś go symbolem zniewolenia, ale czy dziś przeciętny młody człowiek, wykrzykujący narodowe slogany na wiecach wie tak naprawdę, kim był i co zrobił Stalin? Zresztą może i nie jest on piękny (oczywiście PKiN a nie Stalin) lecz wpisuje się w otoczenie. A swoją drogą, to słyszałam kiedyś, że mieliśmy do wyboru dwa prezenty. Pałac i metro. Gdyby wtedy wybrano metro, to dziś, chcąc zerwać z bolszewicką pozostałością, o musielibyśmy je chyba zasypać :) lub wydłubać drugie, słuszniejsze. Skoro więc otrzymaliśmy ten prezent, za który chyba sporo zapłaciliśmy (znając zwyczaje darczyńców) i na dodatek nie mamy pojęcia, co z nim zrobić, to niech tak zostanie.
    A co do pytania, czy Warszawiacy mają ..., to nie wiem, nie sprawdzałam :) Pozdrawiam i czekam na następne ciekawostki Em-Ka

    OdpowiedzUsuń
  2. Może masz rację. Przypomnę o tym jeszcze raz, za kilka lat. Bo jeszcze rzeczywiście wybudują nam w tym miejscu pomnik z samolotem albo przeniosą niedokończoną Świątynię. Ale Warszawiaków to już nie ma... Wszyscy mieszkańcy tego miasteczka pochodzą z prowincji...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wszyscy i nie nazwałabym go miasteczkiem. Co do usunięcia Pałacu Kultury i Nauki to jestem ciekawa kto miał by ponosić koszty rozbiórki, jeśli znajdzie się chętny na zakup gruntu i rozbiórkę to niech się toczy dyskusja. Po za tym nie rozumiem co ten budynek komuś zrobił pod względem estetycznym i czemu uznawany jest za bezwartościowe szkaradzieństwo, skoro jest jednym z lepszych przykładów socrealistycznej architektury w Polsce. Dlaczego mamy pozbywać się różnorodności i we wszystkim chcieć pozbywać się tego co ma tradycję, może nie najlepszą, na rzecz taniego powiewu zachodu i imitacji nowoczesnej architektury która dopiero jest tanim szkaradzieństwem.

    OdpowiedzUsuń
  4. zrownac z ziemia to cos

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty