Rozważania na temat malarstwa - pstryk w Ruski nos!


Prawie rok temu, w kwietniu, opisywałem ciekawy epizod z naszej historii, kiedy to cztery stulecia wcześniej, Rosja poddała się całkowicie pod panowanie Rzeczypospolitej. Kulminacją tych wydarzeń był Hołd Ruski, który miał miejsce 29 października 1611r. w Sali Senatorskiej, na  Zamku Królewskim w Warszawie. A tu masz babo placek..., bo nadeszła taka oto informacja.
Jak wczoraj poinformowała stacja TVN24, "Konserwatorzy z Krakowa odrestaurowali obraz "Carowie Szujscy przed królem Zygmuntem III w roku 1611". Pochodzące z Ukrainy XVII-wieczne dzieło można oglądać od piątku w Zamku Królewskim na Wawelu (...) Dzieło, które ma obecnie wymiary 3,4 na 3,4 m, przetrwało w bardzo złym stanie. Przez wiele lat było zwinięte na zbyt wąski wałek, co spowodowało deformacje płótna i liczne wykruszenia warstwy malarskiej. Wcześniej prawdopodobnie płótno było składane w kostkę.
Dalej stacja podawała, że "Obraz powstał w XVII wieku w kręgu królewskiego malarza Tomasza Dolabelli. W roku 1872 został całkowicie przemalowany przez Jana Kantego Lorentowicza i znacznie poobcinany. Do zbiorów lwowskiego muzeum trafił po drugiej wojnie światowej z zamku w Podhorcach. Dzieło przedstawia scenę, która rozegrała się w Sali Senatu w Zamku Królewskim w Warszawie 29 października 1611 r. Wzięty do niewoli car Wasyl IV Szujski i jego bracia - Dymitr oraz Iwan - oddali hołd królowi Zygmuntowi III, któremu towarzyszył królewicz Władysław Zygmunt. Było to uwieńczenie zwycięskich kampanii przeprowadzonych przez polskie wojska w 1610 r., zakończonych rok później zdobyciem Smoleńska." I oto odrestaurowane dzieło Dolabellego.
Jak się okazało, pierwotne dzieło, przetrwało w bardzo złym stanie. Pewnie kiedyś jakiś sowiecki "wyzwoliciel" po prostu je "zaiwanił" z jakiegoś kresowego, magnackiego majątku, a żeby było łatwo ukryć, wyciął płótno z ram obrazu i złożył je w kostkę, i wsadził za pazuchę albo pod swoją "tiełogriejkę". Może to wskazywać na jakiegoś Iwana intelektualistę z pepeszą i dwudziestoma zegarkami na ręce. Później pewnie został zastrzelony przez jakiegoś Niemca i płótno zabrał  być może jego dowódca, który wykształcony na partyjnych kursach, zamiast je zniszczyć, bezmyślnie zwinął je na zbyt wąski wałek i zawiózł do mateczki Rosji jako "trofiejne". Po wojnie sprzedał je jakiemuś kolekcjonerowi w Kijowie, który albo nie domyślił się jego treści albo wiedział o co chodzi i jako "politycznie podejrzane" schował do piwnic magazynowych, żeby poczekało na "lepsze" czasy. I to można w pewnym sensie zrozumieć. W końcu bolszewia, jako spadkobierczyni imperialnej Rosji, starała się ukryć ten przykry dla niej epizod przed "najwolniejszym na świecie" ludem. A Ukraińcy sami długo nie wiedzieli o tym obrazie i dopiero w 2010 roku poprosili Polaków o pomoc w restauracji płótna. I chwała im za to. Brawo Ukraina! 
Ciekawe ile jeszcze podobnych niespodzianek wydostanie się z magazynów w Rosji i na Ukrainie, na światło dzienne?
I jeszcze tylko zdanie komentarza, a propos wyrażenia "zaiwanił". Ten dziwny rusycyzm, w naszym języku potocznym dość powszechnie występuje i oznacza pojęcie: "ukradł". Z kolei podobnie brzmiący wyraz "zaiwaniał" oznacza, że ktoś ciężko pracował, wytrwale i szybko biegł itp. Trochę dziwna gra słów... i jednoznacznie kojarząca się z sąsiadami ze wschodu. Ciekawe dlaczego?
Źródło: serwis informacyjny www.tvn24.pl

Komentarze

Popularne posty