Filozofia domowa - Anty-pamięci Piotra Skargi - Część pierwsza


Wydarzyło się to dokładnie rok temu. A zapisano w Monitorze Polskim, nr 87, poz. 907; pod nazwą "Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 16 września 2011 r. w sprawie ustanowienia roku 2012 Rokiem księdza Piotra Skargi". W treści uchwały znajdują się takie oto słowa: (...)W czterechsetną rocznicę śmierci Piotra Skargi, który dzielnie, słowem i czynem, zabiegał o szacunek dla Ojczyzny i lepszy byt dla rodaków, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, w uznaniu Jego zasług, postanawia oddać hołd Piotrowi Skardze.(...).
To dlatego dzisiaj znowu będzie o znienawidzonej przeze mnie historii Polski. Przedstawię "Kazanie Skargi" dosyć znany obraz olejny Jana Matejki namalowany w latach 1862–1864. Obrazu tego, i trzeba to jasno powiedzieć, nie można określić jako "malarstwo historyczne". Nie przedstawiał on jakiegoś konkretnego faktu czy wydarzenia historycznego, lecz należałoby go zaliczyć do gatunku dzieł "historiozoficznych". Albowiem przedstawiał raczej pewną koncepcję rozumienia procesów historycznych, w sposób jaki widział ją autor. Matejko już popełnił tego rodzaju sztuczki, że przypomnę jego "Zabójstwo Św. Stanisława", o którym już kiedyś pisałem. I tak samo jak w tamtym obrazie, tak i tutaj dokonał piramidalnych nadużyć i poprostu zafałszował naszą historię. I nie mogę naprawdę zrozumieć dlaczego? Przecież Jan Matejko to był taki porządny człowiek. To dlatego tak bardzo nie lubię naszej historii. Kiedy historię Polski pisał dla nas obcokrajowiec, np. anglik Norman Davies, to było źle, bo nie jesteśmy w niej tacy święci i doskonali jak nam sie wydaje. Jesteśmy u niego za zwyczajni. A jak napisał ją jakiś krajan, to już zupełna sodoma i gomora. Bo wszystko, zaraz zależało od daty jej napisania i wydania. A skąd pomysł na dzisiejszy temat? Nooo, przecież mamy dzisiaj, po kryjomu uchwalony, pod koniec ubiegłego roku "Rok Piotra Skargi". Bo w ubiegłym roku to mieliśmy Rok Miłosza, Heweliusza czy wielkiej Marii Skłodowskiej-Curie i o nich to się ciągle pisało i mówiło. A dziś? Dziwna cisza...
Być może, to wrodzona polska roztropność i pewne przeczucie, że coś z tym nie jest tak do końca zbyt dobrze. I lepiej nie poruszać "śliskiego" tematu, bo można nadepnąć na niezłą minę. 
Zatem przypatrzmy się obrazowi, bo dotyka on tematu związanego z agentem Watykanu, człowiekiem, który manipulował polskim Królem, chronił zagrożonych interesów Jezuitów, czyli odpowiedników dzisiejszego kleru katolickiego, i zwalczał przedstawicieli innych wyznań. Był ewidentnym fundamentalistą i krzewicielem patologicznej kontrreformacji. Nie boję sie stwierdzenia, że przyczynił się w pewien sposób, przynajmniej pośrednio do upadku Polski. I takiego typa dzisiaj mamy czcić? GORE!

Wywód na temat tego dzieła malarskiego oprę tym razem na dwóch wątkach jakie znalazłem w Internecie. W części pierwszej zaprezentuję opcję, przyjmijmy, że zbliżoną do oficjalnej. W drugiej części przedstawię tezy oparte nie na propagandzie ale na faktach. Bolesnych faktach historycznych.
Część pierwsza. PRO
Najciekawsza moim zdaniem interpretacja obrazu jaką znalazłem w sieci jest autorstwa Pana Marka Rezlera, na portalu Interklasa.pl. Jest ona zbliżona do oficjalnej. Pozwolę sobie zatem przytoczyć jej najistotniejsze fragmenty.
"(...) rzecz dzieje się w prezbiterium katedry wawelskiej, gdzie podczas mszy odprawianej dla dworu królewskiego ks. Piotr Skarga, stojąc na stopniach konfesji św. Stanisława, głosi płomienne kazanie przepowiadające przyszłe klęski Rzeczypospolitej. (...). Skarga prawdę przedstawia bez osłonek, grozi, oskarża z fanatycznie natchnioną twarzą (mamy tu postarzony autoportret samego Matejki) oświetloną jakby nieziemskim promieniem z okna. Ciska słuchaczom swe proroctwa niczym głazy, wypowiadając słowa nigdy przezeń niewygłoszone (o czym artysta i współcześni mu jeszcze nie wiedzieli), lecz opublikowane i – co ważniejsze – czytane. 
Reakcja zebranych jest bardzo różna. Przy charakterystycznym krzyżowym usytuowaniu postaci (po przekątnej płótna) centralne miejsce zajmuje grupa "czołowych warchołów" i rokoszan: Janusz Radziwiłł, Mikołaj Zebrzydowski i Stanisław Stadnicki zwany Diabłem. Aczkolwiek reagują różnie, przeważnie lekceważeniem i arogancko, skupili się jakby w zagrożonym, izolowanym kręgu, niczym u Sienkiewicza Kmicicowa kompania zaatakowana w „karczmie Doły zwanej”. Radziwiłł, jako kresowe królewiątko, przedstawiony został niemal w monarszych gronostajach, a atakowany jest przez Skargę również jako protestant. To także jeden z charakterystycznych akcentów „Kazania Skargi”; jezuita zwraca się do magnatów nie tylko jako do warchołów i grabarzy Polski, lecz także jako do innowierców, co w bigoteryjnych czasach Zygmunta III też miało swoją wymowę.
A sam król? Słucha, a zarazem nie słucha. Daleki jest od słów kaznodziei, on wie swoje. Pół Polak, pół Szwed – bardziej zainteresowany był sukcesją tronu w północnej Europie niż władaniem w ojczyźnie swej matki. Ubrany jest z cudzoziemska, w ręku trzyma modlitewnik, u boku ma szpadę – i o to chodziło: obrona wiary, nawet z użyciem siły militarnej, choćby w aliansie z obcymi dworami (świadczy o tym habsburski Order Złotego Runa na piersi króla). Symbolem konfliktu z magnatami i zapowiedzią rokoszu Zebrzydowskiego jest królewska rękawiczka położona (lecz nie rzucona!) przed grupą magnatów-warchołów.
Najżywiej reaguje grupa po lewej stronie obrazu, gdzie na tle opony z godłem Rzeczypospolitej rzeczywiście króluje stary wódz i polityk – Jan Zamoyski. On jeden, przygnębiony i zmęczony, stojąc u wejścia do stalli, doskonale rozumie znaczenie słów Skargi. Ustawiony zresztą został na jednej wysokości z kaznodzieją, a znacznie wyżej od monarchy.
Najlepiej w niezręcznej sytuacji czuje się świętoszkowaty przyjaciel króla i kosmopolita Mikołaj Wolski, przyszły marszałek wielki koronny. Pogrążona w modlitwie rozważa swe nieudane życie królowa Anna Jagiellonka oraz jej piękna i młoda, a już ciężko doświadczona sąsiadka ze stalli – Halszka Ostrogska. I jednej, i drugiej nie powiodło się w małżeństwie.
Z prawej strony obrazu, w grupie usytuowanej najbliżej kaznodziei, aż wieje nudą. Posłowie austriacki i hiszpański niby to słuchają, w gruncie rzeczy dalecy są jednak od tego, o czym mowa. Podobnie zachowuje się kardynał Enrico Gaetano, a stojący z tyłu nuncjusz Malaspina wyraża typowo dyplomatyczną uprzejmość i obojętność. Duchowni z przeciwka, choć nie cudzoziemcy, nie pojmują myśli natchnionego mówcy. Arcybiskup Stanisław Karnkowski uciekł w modlitwę, a unicki metropolita Hipacy Pociej zupełnie otwarcie demonstruje lekceważenie. Uważnie za to słuchają Jerzy Mniszech, Jan Piotr Sapieha i Janusz Zborowski, ale siedzący przy Sapieże zażywny szlachcic beztrosko się zdrzemnął – jest uosobieniem ogółu panów braci, których przepowiednie Skargi ani grzały, ani ziębiły (zresztą w swych „Kazaniach sejmowych” kaznodzieja w gruncie rzeczy bardziej zwracał się do mas szlacheckich niż do magnaterii; Matejko w swym obrazie proporcje te odwrócił). Całą scenę zza ojcowskiego fotela uważnie obserwuje mały królewicz Władysław, czyli w rzeczywistości „Tosio” (Antoni Serafiński, syn przyszłej szwagierki artysty)". 
Bardzo efektowna interpretacja obrazu! Moje wielkie uznanie dla autora.
Według tej wizji, Polska jawi się jako kraj, w którym dominuje egoizm szlachty i magnaterii, panuje decentralizacja władzy i obojętność ogółu, realizowane są egoistyczne interesy poszczególnych grup, i tylko rozpaczliwe wołanie tych nielicznych, którzy spoglądali nieco dalej, takich jak ksiądz Skarga, ma przekonać wszystkich, że tylko oni i nikt więcej, są upoważnieni do zbawienia ojczyzny ... Kiedyś pisałem co nieco o Januszu Radziwille, przy okazji analizy obrazu "Obrona Częstochowy" Suchodolskiego, jak mistrz Sienkiewicz nie zostawił suchej nitki na jego wizerunku, robiąc z niego zdrajcę. A jego pech polegał na tym, że był tylko ...kalwinem a nie aż katolikiem. I tyle. Ale, że Matejko także jemu dołożył... Tfuj.
I jeszcze jeden cytat na zakończenie tej części wpisu: "Ksiądz Piotr Skarga w rzeczywistości nie wygłosił swoich „Kazań sejmowych”, tylko je opublikował, jednak prorocza wizja, którą w nich przedstawił, posłużyła Matejce do przedstawienia bolesnej prawdy, bardzo silnie akcentowanej w jego czasach przez tzw. krakowską szkołę historyczną: upadek Polski w dużej mierze był zawiniony przez samych Polaków, którzy nie umieli, a czasami nawet nie chcieli myśleć kategoriami państwa".
No coś w tym jest. Ale czy tak do końca to jest cała prawda?
Źródło: Marek Rezler; portal internetowy www.Interklasa.pl

Komentarze

Popularne posty